Czarne chmury nad Kijowem

Skończyły się nadzieje na ukraińską wersję Okrągłego Stołu. Od kilku dni w Kijowie trwa regularna bitwa pomiędzy manifestantami a siłami milicji i Berkutu. Media donoszą o kolejnych rannych i zabitych. Prezydent Janukowycz i opozycyjni przywódcy tracą resztki autorytetu. Zablokowane są przejścia graniczne z Polską i cały kraj stacza się na krawędź wojny domowej. Jak to się stało, że ukraińskie demonstracje przeistoczyły się w krwawe zamieszki, wręcz rewolucję? Dlaczego powtórka z przemian w Polsce 1989 r. nie jest możliwa?

Dziennikarze nie potrafią uciec od odruchowych porównań do naszej transformacji ustrojowej. Tymczasem należy pamiętać, że sytuacja na Ukrainie była kompletnie inna. Raz, że tam komunizm trwał 25 lat dłużej, co odcisnęło swoje piętno, dwa – transformacja ustrojowa na Ukrainie polegała głównie na zmianach personalnych na szczytach władz, natomiast nie spowodowała zmian w świadomości zwykłych obywateli. Demokracja na Ukrainie była niejako narzucona, poza tym większość władzy przejęli oligarchowie. Przez to i dzisiejsza Ukraina jest inna od Polski w roku 1989 i wszelkie porównania są bezcelowe.

Wracając do współczesności, widać upadek autorytetów na Euromajdanie i brak jakiegokolwiek przywódcy. Opozycja jest zbyt rozdrobniona, poparcie zyskały radykalniejsze grupy, ludzie są już zmęczeni i sfrustrowani niekończącymi się protestami. Po stronie rządowej też rzuca się w oczy chęć jak najszybszego zakończenia demonstracji. Kiedyś to napięcie musiało wybuchnąć – i tak się zaczęła regularna walka o Majdan, która z każdym dniem przybiera na sile i niesie ze sobą coraz więcej ofiar. Brakuje kogoś, kto przekonałby obydwie strony do rezygnacji z przemocy. Brakuje Wałęsy, który nie dopuszczał do ataków robotników na milicję w czasie Sierpnia’80, brakuje polityków umiejących doprowadzić do kompromisu.

Świat musi szybko zareagować. Nie możemy dopuścić do powstania kolejnej Syrii, w dodatku w Europie, tuż pod naszym bokiem. Z każdą chwilą sytuacja na Ukrainie się pogarsza, protesty wybuchają w coraz mniejszych miastach, a im więcej ofiar, tym bardziej wzrasta zawziętość obu stron konfliktu. Co będzie dalej?

Maja Kabus

Comments

comments

Dodaj komentarz