Akcja: Krzyż – Mateusz Marchwicki




            3 sierpnia. Od  rana czuję, że dzisiejszy dzień będzie ciekawy. Punktualnie o 13.00 siadam na fotelu i oglądam relację z uroczystości przeniesienia krzyża spod Pałacu Prezydenckiego, i…

            Wiedziałem, że będą  protesty. Czynne próby obrony krzyża- też wiedziałem. Ale tak żałosne przedstawienie i akcja zakrojona na tak szeroką skalę długo nie mieściła mi się w głowie.

            Jako katolik, oglądając tą relację czułem wielki wstyd. Wstyd przed Europą, światem i Polską. Sytuacja z wtorku nie była obroną krzyża jako symbolu religijnego. Ta sytuacja toczyła się według własnego sensu i logiki. Nie chodziło w niej o sam krzyż, tam chodziło o fanatyzm (ten najgorszy) polityczny. Była to kolejna odsłona wojny polsko- polskiej.

            Krzyż miał być przeniesiony w uroczystej procesji do kościoła św. Anny. Kordony policji, straży miejskiej i funkcjonariusze BOR-u na religijnej uroczystości to chyba cos nowego. Najbardziej wstydliwe dla całej Polski było wygwizdanie wchodzących księży i okrzyki „precz z komuną”. W kraju w którym księża w czasie wojny czy wielu lat komunizmu bronili wiary i krzyża zostali wygwizdani jak polscy piłkarze po nieudanym meczu- i tylko za to, że chcieli przenieść krzyż do miejsca godnego, do kościoła. Nie robiły tego służby oczyszczania miasta ani robotnicy tylko księża. Ten krzyż miał zostać przeniesiony, nie usunięty. Usunięcie to zniszczenie, spalenie, porąbanie siekierą czy schowanie do brudnego magazynku. Tam nikt niczego takiego nie chciał zrobić. Porównywanie obecnej sytuacji do sytuacji w PRL-u jest absurdalne i niedorzeczne. Argument pierwszy lepszy, oby był. Oczywiście na słowach się nie skończyło. Szarpanie strażników miejskich i próby sforsowania barierek skończyły się użyciem gazu łzawiącego. To już zakrawało do bandyckich strajków stoczniowców czy górników ( jak mają w zwyczaju robić to związkowcy z tych zawodów) a nie do „pokojowej manifestacji”.   

            Do tego momentu można było uwierzyć jedynie w fanatyzm religijny protestujących. Ale po modlitwach za zamordowanych (jeszcze raz: z a m o r d o w a n y c h) 10 kwietnia w Smoleńsku po prostu zaśmierdziało (bez obrazy) PIS-em. Kolejna bitwa w wojnie PO- PIS (czyt. polsko- polskiej) trwała…

            Warty przy krzyżu i domaganie się pisemnej deklaracji na temat obelisku są dziwne. Protestujący zachowują się jakby w katastrofie zginęli tylko prezydent z małżonką i posłowie PIS. Niespełnienie obietnicy postawienia tablicy czy pomnika prędzej czy później było by po prostu głupie ze strony prezydenta Bronisława Komorowskiego. Chociażby ze względu na pamięć o swych kolegach… Szkoda tylko, że Kościół schował głowę w piasek twierdząc, że nie jest stroną w tej sprawie. Ale narażać się gdy jest się między młotem a kowadłem…

            Co z tego wyniknie, nie wiadomo. Wiadomo jedno: wojna polsko-polska trwa i ma się dobrze. Obawiam się jednak, że w końcu to wszystko wróci nam się z nawiązką.

                              

Mateusz Marchwicki

Comments

comments

Dodaj komentarz