Od paru tygodnia aż wrze i huczy w mediach na temat owianego już legendą balu prezydenckiego na cześć obchodów 90. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Co rusz dowiadywaliśmy się, że ktoś nie przyjdzie, bo się obraził, przyjdzie tylko na chwilę lub w ogóle nie dostał zaproszenia (bądź co bądź, całkowicie mu należnego). Nadszedł w końcu ten dzień. I co? No i nic… Spodziewaliśmy się nazbyt wiele, bo teraz słyszymy tylko komentarze, iż wielka gala była swojego rodzaju „akademijna” i wśród uczestników budziła czasem te dobre, choć w większości, te złe wspomnienia z lat siedemdziesiątych.
Ogółem, wielu uprzednio zapowiedzianych gości nie zjawiło się lub w ostatniej chwili odwołało swoje przybycie. Jednym słowem frekwencja nie dopisała i dość duża sala Teatru Wielkiego była w większości pusta. Można by rzec, śmiech na sali puste krzesła… Czy ktoś tu zawinił przy organizacji? Otóż oprócz tych mało pozytywnych opinii krążą także te, które wychwalają dobre zorganizowanie koncertu i wyśmienitą kuchnię. Więc jak to było naprawdę? Chyba nie wie do końca nikt. Według jednych sondaży przeprowadzonych wśród internautów, którzy oglądali transmisje w TVP, gala była ogromnie nużąca, a według innych, bardzo interesująca i koncert zrobił wrażenie na dużej ilości ludzi. Więc drodzy widzowie, powiedzcie szczerze! Podobało się Wam czy nie? Wychodzę z założenia, że powinniśmy być w ten dzień radośni i świętować odzyskanie wolności, oczywiście z szacunkiem dla tych, którzy oddali swoje życie za suwerenność RP, a nie pogrążać się w żałobie i wysłuchiwać co roku melancholijnych koncertów, które (co nie dziwota) usypiają nawet tych, którzy pamiętają zimną komunę i nie przyciągają młodszego pokolenia (choćby tych zapalonych młodych patriotów).
Podejrzaną sprawą jest nagła nieobecność prezydentów Ukrainy Wiktora Juszczenki i Gruzji Micheil Saakaszwili. Kancelaria prezydencka twierdzi, iż obie głowy państw musiały jak najszybciej wracać do ojczyzn z powodu trudnej sytuacji wewnętrznej i sam prezydent Kaczyński został o tym uprzednio poinformowany. Ale czy nie dziwną rzeczą wydaje się to, że nikt jednak o tym wcześniej nie wiedział i iż nagle po spotkaniu obu panów z Lechem Kaczyńskim, Ci pierwsi musieli tak nagle opuścić nasz kraj? Absencji premiera Tuska nie muszę już komentować, bądź co bądź, wiadoma ona jest każdemu z nas. Najbardziej (kolejny raz!) intrygującą sprawą jest brak zaproszenia dla wielkiego Polaka Lecha Wałęsy. Czy i tu musi się odezwać małe ego naszego prezydenta, który nie potrafi choć w ten jeden dzień, tak ważny dla Polski, przełamać swoich barier? Czy tak trudno pogodzić mu się z faktem, że to także Wałęsie, po części, zawdzięczamy to, co teraz mamy, a on sam kiedyś stał po jego stronie? Czy Wałęsa, jeden z mędrców Europy, nie powinien zasiadać pośród głów państw? Nie zasłużył na to?
Słuchy dochodzą, że przy głównym stole, gdzie zasiadała para prezydencka, minister Sikorski, Jadwiga Kaczyńska (pewnie na miejscu nie zaproszonego Wałęsy), Jarosław Kaczyński oraz Aleksander Kwaśniewski z małżonką, było bardzo wesoło. Widać piosenki Ireny Santor potrafią zdziałać cuda i zatrzeć na co dzień widoczne spięcia pomiędzy tymi osobami. Do tego stopnia, że Sikorski z Kwaśniewskim poddali się euforii i ich żarty były bardzo odważne (choć znając skłonności pana Kwaśniewskiego, nie wiadomo czy tylko utwory Santor miały taki wpływ na jego samopoczucie).
Koniec końców, jakkolwiek wyglądała ta gala i czy była ona kolejnym niewypałem prezydenta Kaczyńskiego czy też nie, ważne jest to abyśmy pamiętali datę 11 listopada 1918r. i jako przykładni obywatele Rzeczypospolitej, choć w tym dniu, chowali wszelkie urazy do kieszeni. Jak powiedział pierwszy premier III RP Tadeusz Mazowiecki: „Przyszedłem, bo to są urodziny Rzeczypospolitej, a nie prezydenta.”