Ciężko zobojętnieć na obecny bieg wydarzeń w kraju. Ciągłe afery, polityczne przepychanki oraz przechwałki nieustannie mieszają się w polskim kotle. Niby nic szokującego; od jakiegoś czasu uchodzi to za normę, choć trudno dokonać jakiejś logicznej selekcji. Z zamieszania korzysta wielu, chcąc ugrać coś dla siebie. Na deskach polskiego teatru występują ci sami aktorzy; dziwnym trafem, na ogół to politycy. Tylko skąd wrażenie, że odgrywają wciąż ten sam repertuar?
Jak już szumnie ogłoszono, PiS przechodzi do ofensywy. Prawicowe niedźwiedzie wybudziły się z letniego snu i wyszły na żer. Głównym źródłem ich wyżywienia nie od dziś pozostaje koryto Platformy, na które też mają chętkę. Było już opozycyjne expose, deklaracja wotum nieufności, własna wizja państwa – wszystko dla odsunięcia Donalda Tuska od władzy. Sam Jarosław Kaczyński zgrzyta zębami i dyszy, wszak wyborcy już sześciokrotnie dali mu przysłowiowego kosza. Obawa przed pisowskimi rządami wciąż jest w Polsce żywa, politycy z obydwu partii tylko ją podsycają. Czy zirytowani różnicami między obietnicami a rzeczywistością ludzie spojrzą na polskiego Napoleona przychylniej? Na odpowiedź trzeba będzie trochę zaczekać.
A premier fechtuje się dalej. Atakowany z wielu frontów, macha desperacko szpadą, chcąc wybronić swoją zagrożoną pozycję. Dopóki narodowi wystarczyły piękne słowa, miał gadane, lecz nawet cierpliwi z reguły Polacy nie moją już tego strawić. Nie pomaga fakt, że premier chce wygłosić kontrexpose celem ugłaskania wściekłych rodaków; przesyceni gadaniem obywatele zaczynają myśleć o linczu i szukają po temu sposobności. Zawsze można stworzyć drugą Solidarność; wszak nawet Lech Wałęsa zamarzył sobie święta państwowego w rocznicę podpisania porozumień sierpniowych. Znów: pożyjemy – zobaczymy.
Nikt nie wierzy już w słowne zapewnienia Donalda Tuska. Ba – ludzie nie chcą wierzyć w nic, co pokazuje narastająca niechęć do Kościoła katolickiego. Jakże niefortunnie brzmią teraz wypowiedzi polskich biskupów – choćby ta bpa Michalika. Kto, jak kto, ale nieopodatkowany Kościół mógłby zrobić więcej, niż tylko prawić morały z ambony. Inna sprawa, że wypowiedzi duchownych zaczynają ocierać się o hipokryzję. Chociaż nie żyjemy w państwie wyznaniowym, religia katolicka posiada mnóstwo przywilejów, o których zwykli ludzie mogą pomarzyć. Rozumiem prawo większości, ale wychodzenie przed szereg nie najlepiej wróży. Wniosek? Zamiast ciągle brać, pora dać – i nie mówię tylko o przykładzie. Na ten moment – cięgiem ino godają, wszyscy. Przypominam zatem, że wakacje się skończyły. I czekam – ze wszystkimi Polakami – na konkrety!