Papież to bez wątpienia ważna persona. Dla każdego bez wyjątku, w każdym zakątku świata. Oprócz tego, że zajmuje się swoim Kościołem musi, chcąc, nie chcąc, być też politykiem. I o dziwo, jest politykiem lubianym, budzi serdeczne uczucia ludzi. Nie jest na świeczniku i raczej nikt nie ma śmiałości przypisywać mu afer, korupcji i innych brudnych spraw, których imają się politycy wszelkiej maści.
W każdym państwie zmieniają się czasy i priorytety, gdy zmienia się władza. Bardziej lub mniej radykalnie, na gorsze albo na lepsze. Co się dzieje przy wyborze papieża? Niby wszyscy oczekują zmian (jakich radykalnych zmian można spodziewać się po osiemdziesięcioletniej osobie?!) ale my, chrześcijanie, jesteśmy religią starą jak świat. I pewne wartości są dla nas stałe. Nie chcemy ich ruszać tylko dla tego, że dobrze jest ot, od czasu do czasu coś zmienić.
Śmiać mi się chce, kiedy po trzyminutowym wystąpieniu papieża wszyscy specjaliści i pseudo spece od przemawiania, prorokowali, jaki będzie pontyfikat następcy Benedykta XVI. To tak, jakby po pierwszym dniu wiosny oceniać, jaka będzie cała wiosna a nawet początki lata…
Zanalizowano już każdy gest kardynała Bergolio. Jak wysoko podniósł rękę i pod jakim kątem, szerokość uśmiech, barwę i ton głosu. Ironizuję teraz. Ale chyba dla każdego szanującego się katolika te „analizy” to stek bzdur. Po pierwsze: religia uczy nie oceniać po pozorach. Po drugie: z obserwacji sceny polityczno-publicznej wynika, że pierwsze wrażenie ma niewiele wspólnego z późniejszą działalnością.
Ludzie lubią spekulacje, mają do tego prawo. A nasz naród przyzwyczajony jest do poetów-wieszczów i innych natchnionych (z czasów romantyzmu choćby) i teraz szuka takowych w gronie znanych i medialnych. Teraz, w ogóle, wszyscy wszędzie komentują wszystko. Nie zwracając uwagi na to, jaką moc sprawczą mają słowa.
A ja nic nie chcę mówić. Uczę się historii i wiem, że również w wypadku papieża Franciszka I czas będzie najlepszym weryfikatorem jego zdolności i ułomności.
Jonasz Kofta w „Songu o ciszy” radzi uczyć się ciszy i milczenia. Może (tutaj pozwolę sobie na mini spekulację) idąc za skromnym Argentyńczykiem częściej patrzmy na czyny i przestaniemy komentować to, na czym się nie znamy. Może zostawimy plotki i spiski na boku, a zajmiemy się zdrowym dialogiem. W kwestii religii wskazane jest milczenie i cisza. Krzyk na przemian z teoriami spiskowymi oraz durnymi komentarzami na temat, za przeproszeniem, kichnięcia kogoś znanego . Nic wzniosłego w tym nie widzę. A cisza to duchowy trening i co najważniejsze, nikomu nie szkodzi. Życzę papieżowi cichych wiernych, którzy słowa traktują poważnie. Którzy nie wierzą w to, co mówi polityk na mównicy, lecz w Słowo Boże.
jestem pod wrazeniem ,naprawde wielkie slowa uznania.