Cudze oskarżamy, swego bronimy – Radomir Wit lat 17




 

Jakiś czas temu rozmawiałem z senatorem Platformy Obywatelskiej – Władysławem Sidorowiczem. Ów, doświadczony już polityk, mający na koncie walki w ruchach solidarnościowych począł dokonywać analizy współczesnych obyczajów politycznych, charakterystycznych dla polskiej sceny parlamentarnej.

            Senator Sidorowicz stwierdził, że prezes Prawa i Sprawiedliwości urwał się z tego, co można nazwać nurtem demokratycznym. Jego słynne już oskarżenia wobec Marszałka Niesiołowskiego, momentami krzywdzące zachowanie wobec opozycji i brutalne zabiegi polityczne, sprawiły, że Prawo i Sprawiedliwość oraz jego przywódca poczęły się Polakom kojarzyć z groteskowym wodzem, który nie może odnaleźć swoich wyborców. I o ile krytycyzm Senatora Sidorowicza wydaje się usprawiedliwiony, a nawet poparty wieloma materiałami i radiowymi, i telewizyjnymi, i prasowymi, o tyle jego uległość wobec partii matki wydaje się dziwnie podejrzana.

            Bowiem ten sam człowiek, w tej samej rozmowie i w tym samym wątku, usprawiedliwia swoich platformianych kolegów za to, że prezentują podobną postawę do tej, której piewcą jest Jarosław Kaczyński. Zapytany przeze mnie o język polityków PO, Senator Sidorowicz odpowiedział: „Język pana Palikota, czy Niesiołowskiego pasuje do tego, co media mogą sprzedać. Soczyste, krwiste, bardzo nawet krwiste ze świńskim ryjem kawałki – w sumie Palikotowi ciągle się opłacają.” Zaraz dodał, tak jakby zdał sobie sprawę z tego, że sam wpuścił się w przysłowiowe maliny: „Ja jestem przeciwnikiem tego rodzaju języka”. I o ile Senator wykazał się skruchą, o tyle zastanawiać może zmienność jego zdania – z jednej strony krytykuje wulgarny język polityków opozycji, z drugiej zaś strony usprawiedliwia ten sam język w progach własnej partii.

            To zresztą nie tylko przypadłość Władysława Sidorowicza. To charakterystyczne dla mas rządzących – Ci, którzy zyskali mandat społeczny porzucają ideały, przyjmują język ogółu. Robią to świadomie, ale mimo tego nie przyznają się głośno – wolą ganić innych (opozycję) za wulgarność i nietuzinkowość, kiedy sami hołdują podobnemu orężowi. I nie jest to hipoteza, to teoria – bo każdy z kim rozmawiam, w miarę zmiany miejsca siedzenia, zmienia również punkt widzenia. Czy to minister kultury, czy to wojewoda, czy poseł – cudze uwielbiają ganić, a swojego (mimo, że zazwyczaj podobnego) bronią, jak lwy.

 

Radomir Wit lat 17

Comments

comments

Dodaj komentarz