Każdy z nas słyszał, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Rewolucja, walka
o wolność, Kijowski Majdan – to hasła, które ostatnio słyszymy bardzo często w mediach.
Polaków bardzo poruszył los walczących na Majdanie. Nasz szef dyplomacji zagranicznej też nie był obojętny na los narodu ukraińskiego, on w dużym stopniu przyczynił się do podpisania porozumienia w Kijowie, po którym przestali ginąć ludzie. Lecz i tak w walce na Majdanie zginęły 84 osoby, a wiele z nich zostało rannych. Zadziwia mnie to, jak ludzie, tak naprawdę obcy dla siebie, mogą zmobilizować się do walki o przyszłość narodu i o zapewnienie lepszej przyszłości następnym pokoleniom.
Wojna domowa na Ukrainie bardzo osłabiła państwo, z czego skorzystał prezydent Rosji – Władimir Putin. On, bacznie obserwując, co dzieje się za jego zachodnią granicą, wysłał wojsko na Krym. Teraz Ukraińców i Rosjan dzieli wąska krawędź od wojny. Ja, oglądając wiadomości, mam całkiem inne zdanie niż większość polityków. Jak wiemy historia lubi się powtarzać. My nie jesteśmy bogatym państwem, a mimo to pomagamy Ukrainie, sami opancerzamy się jak na III wojnę światową. Lecz przystańmy trochę i pomyślmy, czy nie lepiej jest zająć się gospodarką państwa i podnieść naszą opinię na arenie międzynarodowej. Jestem realistką, Ukraina już przegrała tę wojnę, a my nie mamy co rywalizować z Rosją. Rosja i tak stawia nam duże stawki za gaz, płacimy 526 $ za tys. m3, a przykładowo Francja 394 $ za tys. m3. Rosja traktuje gaz jak element gry politycznej.
Nasz import jest w bardzo dużej mierze oparty o Rosję. Jeżeli stracimy kontakt z rosyjską gospodarką, nasze państwo dużo na tym straci.
Oczywiście niech Ukraińcy walczą o wolność i o przyszłość kraju, lecz my powinniśmy zachować neutralność w tym konflikcie.
Karolina Klajn