Zarówno dla mnie, jak i dla wielu tradycją stało się oglądanie wieczornych wiadomości. Ze zniecierpliwieniem oraz z wypiekami na policzkach każdego wieczoru zasiadam przed telewizorem, by podziwiać nowe przygody naszych UKOCHANYCH kaczorków.
W „kaczogródku” co chwila dzieje się coś nowego. Słowo daję, tylko patrzeć, co nam nasze kaczuszki na święta wywiną…Ach, nie mogę się doczekać… Już nie tylko ja, ale chyba większość społeczeństwa czeka, kiedy prezydent z premierem przemówią ludzkim głosem i zaczną się porozumiewać. Może wtedy uda im się zdziałać coś sensownego, bo jak na razie, to tylko im się kompetencje mieszają, zwłaszcza Lechowi. Już raz swoim protekcjonalnym poklepywaniem udowodnił nam, że jak Polak chce, to potrafi…się skompromitować. Tak, tak Panie Prezydencie to już wiemy, nie musi Pan nam tego drugi raz udowadniać! No, ale chyba w „kwacjendzie” to rodzinne. Kaczusia – pączusia chciała sobie polatać i co? I nico, bo się samolocik popsuł. Nasz Kaczi musiał wypożyczyć sprzęt od prezydenta Mongolii, bo przecież na swoich anielskich skrzydłach by nie doleciał. Tak, tak, anielskich, przecież co złego, to nie on. Doniu, jak się dowiedział, to tak spłonął rumieńcem, że po drodze się wszystkie świeczuszki zapaliły. Oj nie ma, nie ma, Panie Doniu, wydało się, trzeba nam kupić nową maszynę. Tylko skąd wziąć siano? Ha, co za pytanie, najprościej Jarusiowi z butów wyjąć i po problemie. Podobno ten zdecydował się na zmianę wizerunku, więc może nie będzie zbytnio kwiczał z bólu i odda nam trochę. Zresztą Jareczek w oddawaniu jest całkiem niezły. Takich Mikołajów nam trzeba. Jak ostatnio się uwziął na niejakiego Komorowskiego i Niesiołowskiego, to mało jajka nie zniósł, a to przecież Boże Narodzenie, a nie Wielkanoc. Oj Jaro, Jaro, co z ciebie za ludzie będą? Albo i są… Niedawno dwóch posłów PiS-u postanowiło wybrać się na wycieczkę krajoznawczą po cypryjskiej plaży, kto wie, może im się po pijaku klimaty pomieszały i szukali czegoś tam, czegoś tam, zamiast Świętego Mikołaja. Ale jak chcieli Mikołaja, to przecież długo nie musieli czekać… Trochę cierpliwości panowie, trochę cierpliwości! Ale widać nie tylko pisowskim „bohaterom” tęskno było na wspomnienie o grubasku w czerwonym kubraczku. Dalajlama piał z zachwytu nad śnieżnobiałymi wąsami Wałęsy, a co dopiero by było, gdyby zobaczył bródkę Świętego? Strach pomyśleć…
Wszyscy czekamy i czekamy, i doczekać się nie możemy, kiedy te święta w końcu przyjdą. Jednak musimy pamiętać, że Mikołaj przychodzi tylko do grzecznych dzieci. A co do „krótkiej listy” z prezentami, to możemy zacząć się bać, bo kto inny może ją robić, jak nie nasz Lechu Kaczyński…