Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – głosi znane przysłowie. Jednakże patrząc na ostatnie poczynania niektórych polityków i zajścia na scenie politycznej nie do końca tak jest. Według najnowszych sondaży SLD traci, i to sporo. Partia, która do niedawna reklamowała się jako alternatywa dla PO i PiS jest, delikatnie mówiąc, w tarapatach. Najpierw, jeszcze kilka miesięcy temu utraciła jednego z najbardziej rozpoznawalnych posłów, czyli Bartosza Arłukowicza. Ostatnio głośno było o kłótniach wewnątrz Sojuszu w sprawie ustalania list wyborczych. W wyniku tego sporu partię opuścił Robert Biedroń, a przy okazji swoje trzy grosze dołożył poseł Wikiński, który popisał się niezbyt fortunną wypowiedzią, przez niektórych uznawaną za skandaliczną. W tym przypadku nie wystarczyły nawet przeprosiny tego ostatniego, bo mleko już się rozlało. A kampania trwa i każdej partii za każde potknięcie przyjdzie surowo zapłacić. Wracając do naszego przysłowia – polska scena polityczna jest nadal skutecznie zabetonowana przez Platformę i PiS, a SLD zamiast to wykorzystać, co chwilę marnuje swoje okazje. Być może problem tkwi w tym, że SLD daleko do typowej partii lewicowej, a może w tym, że Polacy ciągle pasjonują się wojną na szczycie i wolą zagłosować na PO niż SLD, byle by tylko do władzy nie doszedł PiS. W nadchodzących wyborach SLD praktycznie nie ma nic do zyskania, za to dużo do stracenia. Jeżeli partia z lewej strony Sejmu chce cokolwiek znaczyć w tych wyborach musi natychmiast nabrać wiatru w żagle, bo jak na razie wypowiedzi niektórych publicystów typu: ,,Napieralski, Wikiński i Kalita to nieszczęście” wcale tego wiatru nie wróżą.