Szczerze mówiąc , nie obchodzi mnie, jaka partia wygrała, jaki człowiek zostanie premierem, kto zajmie stanowisko ministra czegoś tam. Mnie interesuje tylko i wyłącznie to, czy Polakom będzie się żyło lepiej, czy ci, którzy wyemigrowali wrócą, czy emeryci nie będą liczyć każdego grosza, czy młode małżeństwa nie będą stawać przed wyborem: „Czy damy radę utrzymać rodzinę, dzieci?", czy będzie żyło się lepiej?
Mnie, tak jak i bardzo dużo ludzi nie obchodzi to, czy jesteśmy z powrotem w III, nadal w IV czy już może w nowej, V RP. Nie obchodzą mnie puste słowa „podatek liniowy". Nie obchodzi mnie co to oznacza wg encyklopedii, czy uczonego z tytułem profesora. Chcę wiedzieć, jak to odbije się na życiu Polaków, ułatwi czy może jeszcze bardziej utrudni poruszanie się po zaczarowanym świecie biurokracji i urzędów podatkowych.
Chcę wiedzieć, czy w prasie europejskiej nadal będziemy się jawić jako państwo z którego zawsze można się pośmiać. Przykład: konstytucja gwarantuje nam wolność słowa. Prasa francuska: „Bezdomny pod wpływem alkoholu powiedział to, co myśli o polskim prezydencie – poszukiwany listem gończym" – dziękuję bardzo za taką wolność słowa. Przykład drugi: „Rząd państwa Polskiego cieszy się ze spadku bezrobocia" – bo ci, którzy nie mieli pracy, owszem, mają – ale za granicą. Prasa angielska: „Zmniejszamy polskie bezrobocie!"
Pozwoliłam zamieścić sobie artykuł z jednej z francuskich gazet, który znalazłam w Internecie: "Polska. Oto znajdujemy się w świecie absurdu. Kraj, w którym co piąty mieszkaniec stracił życie w czasie drugiej wojny światowej, którego 1/5 narodu żyje poza granicami kraju i w którym co 3 mieszkaniec ma 20 lat. Kraj, który ma dwa razy więcej studentów niż Francja, a inżynier zarabia tu mniej niż przeciętny robotnik. Kraj, gdzie człowiek wydaje dwa razy więcej niż zarabia, gdzie przeciętna pensja nie przekracza ceny (!) trzech par dobrych butów, gdzie jednocześnie nie ma biedy a obcy kapitał się pcha drzwiami i oknami. Kraj, w którym cena samochodu równa się trzyletnim zarobkom, a mimo to trudno znaleźć miejsce na parkingu. Kraj, w którym rządzą byli socjaliści, w którym święta kościelne są dniami wolnymi od pracy (!) Cudzoziemiec musi zrezygnować tu z jakiejkolwiek logiki, jeśli nie chce stracić gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w którym z kelnerem można porozmawiać po angielsku, z kucharzem po francusku, ekspedientem po niemiecku a ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Polacy..! Jak wy to robicie..?"*
No właśnie, jak My to robimy…??