Janusz Palikot – Artysta Polityk – Joanna Musiatowicz




 

Nie będę oryginalna poświęcając poniższy artykuł Januszowi Palikotowi, dołączając tym samym swój tekst do szeregu innych na temat tego pana, które zostały opublikowane w ostatnim czasie.

Nie będę komentowała jego poczynań ze świńskimi głowami czy też innymi częściami ciała, tym razem ludzkiego, bo do żadnego rewolucyjnego wniosku nie dojdę. Nie będę też rozwodzić się nad dwuznacznością czasownika „prostytuować się”, bo jego użycie przez posła Palikota było, jak mniemam, zabiegiem świadomym wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami.

Chciałabym za to spojrzeć na pana Palikota jako na zjawisko, spróbować odnaleźć przyczynę jego powstania (ponieważ każde zjawisko powstaje wskutek działania jakiegoś bodźca), zastanowić się nad jego fenomenem.

Jaka jest tajemnica niesłabnącej popularności tego, byłego już, szefa komisji Przyjazne Państwo? Czyżby używany przez niego język, który nierzadko oburza, czy też może jego teatralne niemalże wystąpienia z różnymi, przyzwoitymi lub mniej, rekwizytami? Wydaje mi się, że ten sposób ekspresji to jedynie otoczka, forma, w którą Palikot skrzętnie i marketingowo ubiera sedno swego fenomenu – treść. Właśnie ze względu na nią poseł nie został wydalony z szeregów swojej partii jak i w ogóle z życia politycznego. W końcu gdyby owa treść pozbawiona była sensu, nikt nie tolerowałby formy.

A tymczasem Palikot ma wielu zwolenników, nikt oficjalnie nie podnosi na niego ręki, wciąż widzimy go na łamach prasy i w telewizji, wciąż słyszymy o jego działalności artystycznej, że tak ośmielę się ją nazwać. To wszystko dowodzi słuszności mojej tezy.

Lecz jakaż jest w końcu rzeczona treść, owe przesłanie? Otóż analizując postępki i występki oraz duże występy pana Palikota i zastanawiając się, co autor ma na myśli, dochodzę do wniosku, że, świadomie lub nie, obnaża on politykę, będąc do bólu szczerym w swych wypowiedziach. Powiem więcej, ten człowiek jest esencją dzisiejszej polityki, która posługuje się często wulgarnym, prostym językiem (ukazując niekiedy prawdziwe, równie mało szlachetne oblicza polityków), która przeobraża się w wielkie prymitywne widowisko, ku uciesze mediów, które rezygnują z rzetelnego przekazywania informacji i z chęcią angażują się w tą show-symbiozę (dyskusja na temat upadku wartości dziennikarstwa ostatnio rozgorzała, zwłaszcza po skrytykowaniu Bogdana Rymanowskiego na łamach „Gazety Wyborczej” przez Piotra Pacewicza). Więc może inaczej, Palikot jest nie tyle esencją dzisiejszej polityki, co jej pastiszem, karykaturą, parodią. I chciałabym wierzyć, że jest to efekt zamierzony…

Szczytem naiwności i dużą przesadą byłoby jednak uważanie Palikota za romantycznego bohatera rycersko i bezinteresownie walczącego o „odchamianie” polityki uprawianej publicznie.

Ja jednak pragnę uważać tego nietuzinkowego posła za artystę (a wprowadzenie elementów sztuki do tak pragmatycznej dziedziny, jaką jest polityka, to spore osiągnięcie!), który za pomocą zarówno formy jak i treści swych happeningów sprowokuje do poważnych refleksji na temat jakości naszej polityki oraz mediów z nią związanych

Joanna Musiatowicz

Comments

comments

Dodaj komentarz