„Kazio M. na podsłuchu czyli co w Londynie piszczy” – Krzysztof Pyzia

Kazimierz Marcinkiewicz donosi – prezydent chciał mnie podsłuchiwać. Pięknie. Tylko czemu musiało minąć tyle czasu od 2005 roku, żeby ekspremier to sobie przypomniał?. Czyżby miał poważne problemy z pamięcią ? A może po prostu po raz kolejny chciał dać znak życia wprost z londyńskiej metropolii?

Dla mnie, 18- letniego człowieka, cała sytuacja wydaje się śmieszna. Premier 30- milionowego kraju po trzech latach postanawia wyrzucić z siebie fakty dotąd nieznane. Oznajmia światu, że miał być podsłuchiwany. Może i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie dowody, a właściwie ich brak. Kazimierz Marcinkiewicz wysuwając oskarżenia musiał mieć świadomość, że bez dowodów taka akcja medialna sprowadzi się jedynie do kompromitacji jego osoby. Na dodatek jeden ze wskazanych przez Marcinkiewicza świadków wyparł się go, mówiąc, że słowa wypowiedziane przez byłego premiera są nieprawdziwe.

Tylko naiwniak może wierzyć na słowo. Szczególnie jeżeli mówimy o słowie polityka. Lepienie bałwanów, jazda na quadzie, czy też wypad na narty w otoczeniu paparazzi podobały się Polakom. Na balu maturalnym premier z Gorzowa również prezentował się całkiem ciekawie. A dziś postanawia o sobie przypomnieć. Szkoda, że premier – nadal darzony szacunkiem przez większość polskiego społeczeństwa – zapomina o granicach dobrego smaku. Przecież można to było rozegrać zupełnie inaczej. Zebrać dowody i dopiero wtedy poinformować o wszystkim media. Nawet po terminie. A co, jeśli dowody by się nie znalazły? No cóż, przykro ale bez dowodów to my nie przyjmujemy do wiadomości takiego faktu. Nawet jeśli dotyczy on głowy państwa. Insynuacje nie podparte dowodami są może i dobre dla dzieci w żłobku, ale nie dla polskiego społeczeństwa chcącego widzieć czarno na białym, kto zawinił.

Jak powinien teraz postąpić Kazimierz Marcinkiewicz? Nie wracać do kraju, zapomnieć o występach medialnych, a może po prostu powiedzieć, że sprawa jest zamknięta? Tylko jak ją zamknąć, skoro wysunęło się oskarżenia wobec Prezydenta RP? Przypuszczam, że Marcinkiewicz chciałby to rozegrać jeszcze inaczej. Może warto by było nakręcić komedię „Kazio M. na podsłuchu”? Miejsce na pierwszych stronach gazet gwarantowane. Ale uwaga! Pod warunkiem, że główną rolę w tym filmie zagrałby we własnej osobie Kazio z Londynu. I nieważne, że to nie wypada politykowi. Skoro można lepić bałwany, to czemu nie można zagrać w filmie? No chyba, że miałby to być jakiś erotyk, to wtedy w pełni bym zrozumiał obawy byłego premiera. A co jeśli nie film? Zostaje jeszcze kariera muzyczna. Przecież nikt nie broni nagrania Kazimierzowi Marcinkiewiczowi płyty chociażby z Piotrem Rubikiem. „Mówią mówią, że podsłuchiwany Kazio jest” – już dziś wyobrażam sobie teledysk do tej piosenki, która bankowo stałaby się hitem. Również wspólny album z Goranem Bregoviciem mógłby ciekawie wypaść. „Prawy do lewego, wypij za podsłuch Kazio z kolegą”. Nie tak dawno w Senacie pojawił się lider Budki Suflera. Czyż solo z Krzysztofem Cugowskim i refren „nie licząc dni, podsłuchów i lat, Kaziu wiedział, że pluskwę kazał założyć Lecha brat”- nie byłoby piękne? Natomiast z kolejną klasyką polskiej sceny muzycznej Perfektem Kazimierz Marcinkiewicz mógłby nagrać jakąś balladę,  jak chociażby „nie wiele ci mogę dać, bo sam, tylko jeden podsłuch mam”.

Szkoda, że Kazimierz Marcinkiewicz nie jest kobietą. Wtedy wystarczyłoby powiększyć piersi i szum medialny na kilka tygodni byłby zapewniony. Można by wtedy było chodzić po programach i opowiadać jak to „świeży” biust dał Kaziowi nowe życie. No, ale przecież Kazio nie jest kobietą, więc to odpada.

 Szanowny Panie Premierze! Mimo ogromnej sympatii do Pana prosiłbym na przyszłość, aby kolejne oskarżenia były podparte dowodami. Jakieś archiwum gadu-gadu, e-maile albo chociaż „eski”. I niekoniecznie muszą to być „zbigniewowe gwoździe do trumny”.

Krzysztof Pyzia

Krzysztof Pyzia

Comments

comments

Dodaj komentarz