Końca nie widać… – Paulina Ungier




 

Społeczeństwo marzy. Społeczeństwo ma nadzieję. Społeczeństwo wierzy. Społeczeństwo, nie wiedzieć czemu, cały czas daje z siebie robić łatwowiernego durnia, który, gdy tylko usłyszy to, co chce słyszeć, myśli, że teraz to już musi być dobrze. A dobrze jedynie bywa…

    Każde ze stronnictw politycznych zasypuje nas codziennie swoimi pomysłami, jak to zrobić, żeby w Polsce było lepiej. Gwiazdy ugrupowań pchają się do licznych programów publicystycznych, a czasem i rozrywkowych, żeby pokazać, że są fajni, inteligentni i „do rany przyłóż”. Ale ile ma to wspólnego z prawdziwą polityką, z funkcjami, za których sprawowanie ci państwo są tak sowicie wynagradzani?

    Partia rządząca i partie opozycyjne mają to do siebie w demokratycznym państwie, że walczą ze sobą, kiedy tylko się da. Każda próbuje udowodnić, że to ona jest lekiem na całe zło, a jej rządy są błogosławieństwem, podczas gdy przeciwnicy to banda ignorantów, których władza może zakończyć się tylko szeroko pojętym kataklizmem. Tak też jest i u nas. Niby nie można mieć o to pretensji, ale czasami walki toczone przez obie strony są tak żenujące i nie na miejscu, że mamy ochotę zapaść się pod ziemię. W końcu to my dokonaliśmy wyboru.

    Spory są na porządku dziennym. Przyzwyczailiśmy się. Niektóre dostarczają nam swojego rodzaju rozrywki (patrzymy w telewizor i nawet nie próbujemy powstrzymać śmiechu). Ale bywają sytuacje, w obliczu których oczekujemy czegoś więcej. Tak było chociażby z kryzysem. Kiedy pojawiły się pierwsze symptomy tego, że zaczyna on dotykać i naszą gospodarkę, wielu pomyślało, że mimo ogromu zagrożenia jest tutaj jeden pozytyw, który może przyćmić wszystko, co złe. Miało mianowicie przyjść zjednoczenie. Zdrowy rozsądek zresztą podpowiadał taki bieg wydarzeń: kłócimy się, nie lubimy się, ale gdy mamy w perspektywie słabnącą złotówkę, wzrost bezrobocia, spadek eksportu i inne, to wiemy, że musimy się połączyć po to, by wspólnie powstrzymać lawinę niekorzystnych wydarzeń. A tu co? Absolutnie nic. Bo i po co się przejmować. Niech teatr trwa!

    Dialogu brak. Ale za to monologów u nas dostatek. Na palcach jednej ręki można by policzyć audycje radiowe czy telewizyjne, w których goście z różnych opcji politycznych rozmawiają rzeczowo, używając pragmatycznych argumentów, starając się kulturalnie przekonać swojego oponenta i nas wszystkich do określonego stanowiska. Zamiast tego najczęściej jesteśmy świadkami przekrzykiwań i/lub kłótni. Zazwyczaj prezentowany jest stan emocjonalny upartego czterolatka, który zatyka uszy i wykrzykuje swoją opinię, uroczo przy tym tupiąc nogami.

    Niestety ostatnimi czasy Polacy stają przed wyborem „złym” i „złym”. Trudno bowiem ocenić, który jest gorszy. Większość z nas nerwowo, co pewien czas, wypatruje w mediach polityka, który miałby czyste ręce i umysł, dobre wykształcenie, miał wizję i siłę, by tę wizję konsekwentnie realizować. Po omacku szukamy kogoś na kształt chociażby Angeli Merkel, z kim naprawdę liczyłoby się nie tylko społeczeństwo, ale i opozycja i cały świat. Kogoś, kto odpowiadałby naszym ambicjom lidera Europy Środkowo-Wschodniej, jej głosu i jednego z najważniejszych i najmocniejszych ogniw Unii Europejskiej. Być może kimś takim okaże się w końcowym rozrachunku premier Donald Tusk? Może będzie nim ktoś z PiS-u, np. Zbigniew Ziobro? Albo Lewica w postaci, np. Włodzimierza Cimoszewicza da nam powód do radości? Ktokolwiek nim będzie powinniśmy go mocno wspierać, bo przecież w końcu musi nam się udać.

 

Paulina Ungier

Comments

comments

Dodaj komentarz