Kolejny szczyt Unii Europejskiej w Brukseli miał rozstrzygnąć wiele ważnych kwestii. Nikt wprawdzie nie spodziewał się przełomu i konkretnych projektów, ale chciano uzyskać odpowiedź na kilka podstawowych pytań. Czy Unia jest w stanie wspólnie podjąć odpowiednie kroki w walce z kryzysem gospodarczym, na czym ta współpraca miałaby polegać, a także, na jaką skalę miałaby być ona realizowana?
Głównym hasłem tego nieformalnego spotkania okazała się walka z protekcjonizmem. Nawet prezydent Francji Nicolas Sarkozy solidarnie z przywódcami innych państw powiedział stanowcze nie temu zjawisku, mimo iż jeszcze kilka dni przed szczytem mówił zupełnie coś innego. Ważną rolę na tym szczycie chciała odegrać polska delegacja. Na dwa dni przed nim premier Polski spotkał się w Hamburgu z Angelą Merkel, gdzie rozmawiał z nią m.in. na temat euroobligacji, jak również stanowisk obu państw. Zaś w Brukseli dowodem aktywności polskiej polityki zagranicznej miał być tzw. miniszczyt nowych państw członkowskich UE, któremu przewodniczył Donald Tusk. Oba te spotkania i uzyskane podczas nich deklaracje zostały okrzyknięte jako sukcesy polskiej delegacji. Czy słusznie? Czy naprawdę osiągnęliśmy na nieformalnym szczycie tak wiele, jak mówi rząd? Czy jednak pojęcie sukcesu nie jest w tym wypadku użyte na wyrost? Opozycja, tradycyjnie już, mówi coś zupełnie odwrotnego i jest zdania, że w Brukseli byliśmy świadkami porażki, a wręcz klęski naszej delegacji. Należałoby to raczej ocenić mniej emocjonalne w odniesieniu do konkretnych spraw i postulatów. Było kilka kluczowych punktów. Pierwszy z nich to sprawa wprowadzenia w Polsce Euro. Spodziewano się, że nasz kraj będzie mógł liczyć na specjalne traktowanie podczas przyjmowania nowej waluty. Jednak, jak mówił premier Tusk, nawet o tej kwestii nie rozmawiano. Kolejną istotną dla Polski kwestią była sprawa euroobligacji. Już po spotkaniu w Hamburgu dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie Niemcy wycofają się z tego pomysłu. Czy jest to jednak jakiekolwiek osiągnięcie dyplomatyczne? Być może tak, jednak zdaniem wielu, a przede wszystkim opozycji, jest ono bardzo rozdmuchane. Jarosław Kaczyński posłużył się tu niefortunnym przykładem Gabonu mówiąc, że równie dobrze można najpierw twierdzić, ze to państwo nas zaatakuje, a później cieszyć się z tego, że jednak tak nie będzie. Innym ważnym aspektem jest kwestia pożyczki inwestycyjnej. Po rozmowie z prezesem Phillipe’em Maystadtem, premier Tusk ogłosił, że Europejski Bank Inwestycyjny zaoferował Polsce pożyczkę znacznie wyższą niż do tej pory i na bardzo dobrych warunkach. Jest to informacja na pewno pozytywna. Podsumowując nieformalny szczyt w Brukseli, trzeba stwierdzić zatem, że jak na razie Europa jest w fazie deklaracji o solidarności, jednak trudno nie ulec wrażeniu, że może się właśnie na obietnicach skończyć.