Mamy nowego premiera? – Krzysztof Pyzia




 

Miesięcznie zarabiał nawet 300 tysięcy złotych. Zarządzał drugim co do wielkości bankiem w Polsce. Przez jednych nazywany „mentorem”, przez innych nawet „bogiem”. Z jego opinią szczególnie liczył i liczy się obecnie premier Donald Tusk. O kim mowa? Oczywiście o Janie Krzysztofie Bieleckim, drugim premierze  w demokratycznej Polsce po ’89 roku, który ostatnio postanowił zrezygnować z funkcji prezesa banku PKO BP.

Rezygnacja Jana Krzysztofa Bieleckiego wywołała polityczną konsternację. W Platformie zaczęło wrzeć. Nagle okazało się, że nie żaden Bronisław Komorowski, nie Grzegorz Schetyna czy nawet Janusz Palikot obejmie schedę po premierze Tusku, który w przyszłym roku planuje przed wyborami prezydenckimi podać się do dymisji, lecz pałeczkę przejmie skromnej postury człowiek, który większości Polakom kojarzy się z początkiem demokratycznej Polski, a od sześciu lat z polskim bankiem. Temperaturę wrzenia osiągnęła także opozycja. Rządy Jana Krzysztofa Bieleckiego, nazywanego czasem JKB, zapewne oznaczałyby spokojną politykę, pozbawioną robienia szopek politycznych i pijaru. A skoro tak, to nie można by było zbytnio atakować Platformy. Dodatkowo Tusk mógłby powiedzieć, że zrezygnował, bo chce sprawiedliwej walki o fotel prezydenta bez żadnych „politycznych dopalaczy”.

Trzeba przyznać, że wyłania się dość interesujący obraz politycznej przyszłości. Ciekawe tylko, czy doczeka się on realizacji. Przyznaję, że niełatwo jest wytłumaczyć młodemu Polakowi słuszność postępowania JKN.  Bo jak można zrezygnować ze stanowiska, które miesięcznie przynosi blisko 300 tysięcy złotych legalnego dochodu? Słysząc takie sumy zaraz szybko sobie przeliczamy. Ile to moglibyśmy kupić za taką kwotę miesięcznie laptopów, nowych samochodów, czy działek budowlanych na Haiti.

Jednak chciałbym wierzyć, że rzeczywiście decyzje Jana Krzysztofa Bieleckiego są podyktowane wewnętrznym głosem patriotyzmu. Mam nadzieję, że – już były – prezes zrezygnował ze swojej funkcji nie dlatego, że znalazł ciekawszą pracę dającą większe zarobki, ale dlatego, że zależy mu na tym, by przyszłoroczne wybory były dość przejrzyste. Śmiem twierdzić, że jeżeli dojdzie do realizacji tego planu politycznego, to zostanie on po to wykonany, by zmniejszyć polityczną wojnę, która rozgrywa się w czasie trwania każdej kampanii wyborczej. Takie myślenie może dla niektórych oznaczać, że nie stąpa się twardo po ziemi. Mimo to chcę widzieć choć małą iskierkę dającą perpektywę, że pojęcie polscy patrioci jest nadal aktualne, a Roman Dmowski z Józefem Piłsudskim widząc takie małe pozytywne kroczki, nie muszą się przewracać w grobie z boku na bok. Zresztą oni już dość się naprzewracali obserwując minione wydarzenia.

 

Krzysztof Pyzia

Comments

comments

Dodaj komentarz