Mamy w rządzie przedziwnego ministra. – Jakub Lubiński




Mamy w rządzie przedziwnego ministra. Publicznie i swobodnie szafującego orientacją seksualną interlokutora. Określanego – nawet przez kolegów partyjnych – jako najbardziej leniwą osobą w rządzie. Ministra świecącego wątpliwym przykładem rażącej ignorancji i niekompetencji w sprawach swojego urzędu, a co ciekawego – piastującego ów stołek przy pełnej aprobacie szefa rządu. Panie i panowie – oto jedyna w swoim rodzaju minister ds. Równego traktowania – Elżbieta Radziwszewska!

 

Do w/w grzechów pani minister można dodać: nie zajęcie się powszechnie znaną sprawą 14-letniej dziewczyny, której odmówiono prawa do aborcji; konsekwentne milczenie w kwestii etyki i religii w szkołach; nie zareagowanie na słowa minister zdrowia, która odkryła, że „poród musi boleć”; zerową wiedzę na temat problematyki związków partnerskich, homoseksualnych itp… Litania ciągnie się, i ciągnie. Pani minister traktuje równo – pytanie tylko: kogo? Faktem jest, że równa ona do nauki Kościoła, którego to jest wierną i oddaną uczennicą. Tym samym – równa w dół. Bowiem czy taki minister nie godzi w powszechnie przyjęte idee wolność, równości i tolerancji? Czy ma faktyczne kompetencje, by stać na straży tychże? Czy wie, co to „obiektywizm” i „równość wobec prawa”? Czy nie czyni z nas pośmiewiska na skalę Unii Europejskiej?

 

Co zatrważa jeszcze bardziej, to hipokryzja szefa rządu – Donalda Tuska. Radziwszewska jest tylko atrapą, która pełni to stanowisko, dlatego że Unia mówi, że ktoś je pełnić musi. Ale tak naprawdę, taki minister – w naszym bogobojnym, katolickim kraju – w ogóle nie jest nam potrzebny – zdaje się mówić Tusk. Bo cóż to za problem: geje, lesbijki, feministki i ludzie, którzy żądają tolerancji? My – radosne, wyważone i POpulistyczne PO – jesteśmy ponad to. Taki to zawoalowany przekaz odczytuję ze strony rządzących. Bo choć opozycja (na czele z SLD), wiele autorytetów życia publicznego i wszystkie organizacje zajmujące się równością żądają dymisji p. Radziwszewskiej – ona zostaje. Co prawda, nie jest to jeszcze przesądzone, ale jestem jakoś dziwnie pewien…

 

Po co bowiem Donald Tusk miałby wszczynać wojnę z Kościołem i swoim konserwatywnym elektoratem? Lepiej trzymać taką malowaną kukłę, nazwać jej haniebną wypowiedź „niefortunną” cóż za piękna, stalinowska niemalże, nowomowa!) i ogłosić, że to bardzo dobra minister jest, tylko że niezrozumiana jakby. A tak w ogóle, to przymknijcie się wszyscy – bo jak nie nas, to kogo byście chcieli u władzy? PiS? Jasne… A więc: psy szczekają, karawana jedzie dalej. Show must go on.

Jakub Lubiński

Comments

comments

Dodaj komentarz