W artykule Kingi Marzec "Kaczki dziwaczki" sprzed tygodnia pojawiła się myśl, iż "chcieć" to "móc", jednak politycy są leniwi, chciwi i kłamliwi. Problem jest jednak dużo bardziej złożony. Nasz kraj jeszcze 22 lata temu był uzależniony od Związku Radzieckiego. Dzięki "Solidarności" udało nam się triumfalnie wyrwać spod władania Rosjan. Po kilku latach wśród wielu polityków pojawiło się niepokojąco powszechne jest mniemanie, że praca, jaką jako naród mieliśmy do wykonania na drodze ku wolności, została wykonana i nie ma nic więcej do roboty. Pokazaliśmy figę temu wrednemu Wschodowi i buch! - błyszczymy blaskiem Zachodu. Nic bardziej mylnego. Polsce wciąż bardzo daleko do krajów takich jak Niemcy czy Francja. Dalej mamy dziurę budżetową, dalej zarabiamy mało, dalej cokolwiek chcemy zrobić, wychodzi kiepsko albo wcale. W całej historii III Rzeczypospolitej nie znalazła się jeszcze partia, która byłaby w stanie znacząco poprawić zastany stan rzeczy. W roku 1995 Polacy pomyśleli, że największe szanse na podźwignięcie kraju z postkomunistycznego dołka ma lewica, jako bardziej zdecydowana i radykalna. Tak więc roku 1995 oddali władzę w ręce SLD w koalicji z innymi partiami o podobnych poglądach. Koalicja utrzymała się przy władzy całkiem długo, jednak do roku 2005 jej notowania znacznie spadły. Polacy przekonali się, że lewica nie jest poszukiwanym panaceum na problemy państwa. Komu tym razem postanowili zaufać? Oczywiście - prawicy. Znów posypały się całe garście wspaniałych obietnic, które w 2005 roku zapewniły zwycięstwo PiSowcom. Polakom szybko jednak zbrzydły obsesyjne komisje śledcze i nieustanne lustracje, a niesławna kampania "Zero tolerancji" pana Giertycha (nie mówiąc już o samym absurdzie obsadzenia go na stanowisku Ministra Edukacji) i "Seks-afera" w koalicyjnej Samoobronie tylko pogorszyła sprawę. Bynajmniej-nie-monteskiuszowski trójpodział władzy PiS-LPR-Samoobrona nie wypalił, lewica również nie zdążyła jeszcze odbudować straconego zaufania. Łatwo było więc przewidzieć, że w roku 2007 Polacy wybiorą prawicowców opozycyjnych do PiSu. Tak też się stało. Obiecywany przez Platformę Obywatelską cud jednak się nie ziścił (po raz kolejny)... Zbliżają się kolejne wybory i Polacy są w kropce. Wszyscy sejmowi "starzy wyjadacze" (SLD, PiS, Samoobrona, LPR i PO) zawiedli. Kogo wybrać? PSL? Partia centralna konsekwentnie wchodzi do sejmu w kolejnych kadencjach i dobrze sprawdza się w koalicjach, jednak nigdy nie cieszyła się szczególnym poparciem. PJN? Partia opozycyjna do PiSu, która jako nazwę wybiera sobie hasło wyborcze Jarosława Kaczyńskiego... Cóż. Nie zdążyli jeszcze zdobyć wystarczającego zaufania rodaków. Partia Palikota? UPR? Polacy wciąż boją się aż tak radykalnych zmian. Obywatelom nie pozostaje więc nic innego, jak wybranie "mniejszego zła" - tych partii, których w ich mniemaniu zaszkodzą najmniej. Prawdopodobnie doprowadzi to do równomiernego rozłożenia głosów i konieczności utworzenia kolejnych niezbyt spójnych wewnętrznie koalicji. Jakich tym razem? Któż to wie...
Bartosz Kamedulski