Nasz polski kram… – Filip Zieliński XIII LO Wrocław




Patrząc na kraj, w którym przyszło nam żyć, można odnieść wrażenie, iż niemal nic nie jest tu takie, jak być powinno. Codziennie spotkamy się z nowymi absurdami, które nawiasem mówiąc, miały być zwalczane przez Komisję Przyjazne Państwo, a w rzeczywistości wciąż mają się dobrze. Żyjemy także w kraju, gdzie prawie wszystkie normy (poza oczywiście normami i zasadami religijnymi jedynej słusznej wiary) są łamane i nic nie warte!

Z sytuacją, kiedy to słowo przełożonych Kościoła, do którego przynależność deklaruje niemal 90% obywateli Polski, ma siłę przekonywania do pewnych racji, co prawda nie ogółu wiernych, ale jednej dość znaczącej grupy „trzymającej władzę”, spotykamy się dość często. Wystarczy tylko wystąpienie w mediach, czy też upomnienie w jakikolwiek inny sposób, który mógłby pokazać opinii publicznej, iż działania rządzących skierowane są przeciwko Kościołowi, aby naprostować władzę na jedyną „słuszną” drogę. Dodajmy, drogę wyznaczaną tylko i wyłącznie przez hierarchów kościelnych, a nie interes wszystkich obywateli!

Po trupach do celu…

Nie ma tu żadnego znaczenia, iż Polska to nie tylko i wyłącznie katolicy, ale osoby przynależące do innych religii, czy także ateiści. Wszyscy mają mieć po równo narzucone prawa i obowiązki wynikające z poglądów tylko jednej wiary. Co więcej, nikt nie liczy się tutaj nawet z konstytucją, gdzie czarno na białym napisane jest, iż występuje wyraźny rozdział państwa od Kościoła… No cóż, widocznie jest to władza rządząca z tylnego fotela i kierująca marionetkami na polskiej scenie politycznej…

Pozostaje tylko jedno pytanie: dlaczego do tej pory, 6 stycznia nie jest dniem wolnym od pracy? Czyżby „władza” w końcu dojrzała do tego, iż nie zawsze trzeba spełniać wszystkie wymagania stawiane przez Kościół, czy może są to tylko pozory suwerenności sprawowania kontroli nad państwem? Zważywszy na fakt, iż w najbliższym czasie czeka nas pójście do urn wyborczych, prawdopodobnie sytuacja ta ulegnie zmianie i dostaniemy jeszcze jedną okazję do wypoczynku…

„Prawda was wyzwoli”*

Patrząc na to, w jaki sposób sami traktujemy swoją historię, potrafiąc rozbić u szczytów władzy nawet największe polskie rocznicowe uroczystości (czego wiele przykładów mieliśmy w roku ubiegłym), nie trudno się dziwić temu, iż przeciętny Kowalski też jej nie szanuje i nie uważa za coś wartego uwagi. Ot, „arbeit macht frei”, który zniknął z bramy obozu w Oświęcimiu. Dla grupy złodziei, którzy jakby na to nie patrzeć są Polakami, nie znaczy on nic, jak tylko możliwość zarobienia paru groszy. Co z tego, iż napis został odzyskany, skoro Polska i tak stała się pośmiewiskiem niemal całego świata, iż nie umiała upilnować swojego mienia i dziedzictwa?

Jak można inaczej niż zwyczajną głupotą określić zastosowanie jakże profesjonalnego systemu ochrony w jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w naszym kraju (w zwykłym markecie jest on dużo lepszy…)? Nieważne, że nie jest to „polski obóz zagłady” jak często donoszą zagraniczne media, ale w tej chwili to, co po nim pozostało, jest w naszych rękach i tylko od nas zależy co z nim zrobimy… A jak widać, robimy niewiele…

By żyło się lepiej…

Patrząc z perspektywy czasu, nasza władza, która powinna działać w imieniu narodu i reprezentować jego interesy nie robi nic, co wpłynęłoby na poprawę sytuacji w kraju. Czy można nazwać działaniami pożytecznymi wysyłanie co chwilę nowych żołnierzy na spotkanie z czyhającą na nich śmiercią na zagranicznych misjach? Że to niby walka z terroryzmem jest? Bzdura, terroryści byli, są i będą nawet po zakończeniu tych wszystkich „misji stabilizacyjnych”, a my tylko wydajemy miliony złotych na ten cel. Może lepiej byłoby je spożytkować w inny sposób?

Co więcej, uważamy się za centrum Europy, a także najważniejszy sojusznik i partner strategiczny najbardziej znaczących krajów świata.. Czy jednak w sytuacji, kiedy to nie mamy swojej realnej i suwerennej władzy, która dba o swoich obywateli, możemy w ogóle myśleć o jakimkolwiek budowaniu świata i zajmowaniu jakiejkolwiek wysokiej pozycji na arenie międzynarodowej? Wpierw wypadałoby się zająć własnym podwórkiem, które wciąż jest do ogarnięcia…

*Cytat z Biblii Tysiąclecia, który sparafrazowany przez Lorenza Diefenbacha brzmi „arbeit macht frei”.

 

 

Filip Zieliński XIII LO Wrocław

Comments

comments

Dodaj komentarz