Nie proces, lecz kawka – Magdalena Madeja,

Andrzej L., ten od seksafery, powraca i po raz kolejny obnaża swoje lekkoduszne podejście do świata. Nie dość, że pięć lat temu posłużył się jedną z najpodlejszych metod rozwiązywania problemów gospodarczych Polski (sprawa i poważna, bo ponoć przed okresem żniw kupowaliśmy od naszych ulubionych sąsiadów trujące ziarno na chleb), to teraz ma sobie za nic  wymiar sprawiedliwości. Zawsze przecież znajdzie się jakiś powód, by nie stawić się w sądzie. O ile targi rolnicze w Berlinie, wizyta w Maroku czy w Chinach to uzasadnione przyczyny nieobecności (prawie jak ratowanie polityki zagranicznej), to ot taka sobie ignorancja zakrawa już o brak honoru. Z drugiej jednak strony, jedzenie – rzecz święta, i jeśli pan Andrzej Lepper miałby się z powodu procesu nabawić wrzodów, lepiej niech pije w spokoju kawę. Ha, co więcej, złożone przez niego oświadczenie pozwala na prowadzenie rozpraw bez jego udziału. Ma prawo do tego? Ma. Ma, tak samo jak i sąd do wydania rychłego wyroku, który z tego przywileju korzystać w najbliższej przyszłości, o ile w ogóle, nie zamierza. Szkoda tylko, że niektórzy, będąc na tak wysokich stanowiskach, wciąż zachowują się jak uczniowie z gimnazjum, którzy zawsze znajdą dobry powód, by nie przyjść na sprawdzian. Śmieszne, bo skoro stać kogoś na wysypanie zboża na, Bogu ducha winne, tory (należące do i tak już ledwo zipiącego PKP), znieważanie osób publicznych,  to i powinno go stać na godne przyjęcie zarzutów  ławy oskarżonych. Najwidoczniej to już taka przypadłość, która dotyka osoby publiczne, że stojąc na straży prawa i moralności, unikają ich jak ognia. Ot, na przykład ojciec Rydzyk, który za nic w świecie nie przeprosi pani Kaczyńskiej za nazwanie jej spotkania szambem. Kolejny dowód społecznego infantylizmu! A premier Giertych? Czyż to nie on ostatnio raz na zawsze zakazał nie tylko „Zbrodni i kary”, ale i wszelkiego rodzaju „Procesu”? 

 

 

Magdalena Madeja,

Comments

comments

Dodaj komentarz