Nihil novi, czyli kto gra pierwsze skrzypce w polskiej polityce – Mikołaj Wojcieszek, uczeń Publicznego Gimnazjum nr 22 w Radomiu im. Karola Wojtyły.




 

 

Od lat na scenie politycznej, w jej centralnym miejscu brylują tylko dwie partie. Łatwo się domyślić które. Na wypadek jednak, jakby ktoś nie wiedział owymi hegemonami pierwszego planu są : Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. Obie partie będące zdecydowanie po prawej stronie sceny politycznej, niż po lewej, są jednocześnie zaciekłymi wrogami. To właśnie ich pojedynki w każdych wyborach, poczynając od samorządowych, przez parlamentarne, aż do prezydenckich budzą największe emocje. Również od kilku lat, po każdych wyborach, zapytani o ich wynik, mówimy : „ nihil novi” – nic nowego. Tak też było w tym przypadku. Do drugiej tury przeszedł zarówno kandydat PO marszałek Bronisław Komorowski, jak i prezes Pis Jarosław Kaczyński.

 W centralnej części polskiej polityki toczy się bój o władzę pomiędzy de facto dwoma siłami politycznymi, między liberałami z PO, a konserwatystami z PiSu. Jedni starszą powrotem, sławnej IV RP, drudzy zaś rozprzedaniem polskich szpitali i prywatnego sektora medycznego i płaceniem za leczenie. Co ciekawe obie strony politycznego konfliktu, nie chcą lub nie potrafią zauważyć, że prywatyzacja szpitali nie prowadzi do handlu ludzkim zdrowiem, lecz do uzdrowienia polskich szpitali.

Po lewej stronie barykady politycznej zaczęła odradzać się tzw. „ trzecia siła”. Tuż po tragicznej katastrofie w Smoleńsku, w której zginął kandydat SLD na prezydenta Jerzy Szmajdziński, owa trzecia siła została poważnie zagrożona. W trybie nagłym na kandydata do wyścigu po prezydencki fotel został wybrany przewodniczący SLD, Grzegorz Napieralski. Według jednych polityk młody z perspektywami i siłą, aby coś w Polsce zrobić, według drugich zaś człowiek za młody, nawet na funkcję przewodniczącego partii. Dla Napieralskiego wyścig ten nie był zwykłą formalnością, był jego wielką szansą. Po uzyskaniu 14 % głosów, udało mu się nie tylko wybronić przed partyjną opozycją, ale również zyskać poważny argument przy stole, podczas ewentualnych rozmów o spełnieniu przez partie rządzące części programu SLD. Wiadomym jest waga owych 14 %, dla Komorowskiego
i Kaczyńskiego.

Na pewno obie partie będą chciały przyciągnąć wyborców Napieralskiego do swoich obozów. Tylko czy ci wyborcy będą chcieli w ogóle zagłosować. Na ich drodze do urn wyborczych stoi: termin II tury – 4 lipca. Początek wakacji może skutecznie odpędzić od głosowania ludzi młodych, którzy wcześniej zagłosowali na Napieralskiego. Drugim przeszkodą dla wyborców mogą być … sami wyborcy. Spora grupa głosujących na SLD, zagłosowała nie z poczuciu obowiązku do wsparcia „swojej” partii, gdyż wcześniej nie mieli nic wspólnego z SLD, lecz aby zamanifestować swoje poparcie, dla kogoś innego niż Kaczyński, czy Komorowski. Tacy wyborcy mając do wyboru z jednej strony to samo „zło”, w dwóch postaciach lub absencje w wyborach, wybiorą najprawdopodobniej to drugie. Reszta wyborców poprze zapewne tego, kogo wskaże im Napieralski. Ale czy Napieralski kogoś poprze? Raczej jest to wątpliwe. Będzie do końca wstrzymał się, udawał że się zastanawia, aby w końcu zostawić wolną rękę swoim wyborcom, a oni zagłosują jak im się podoba. SLD zrobi na pewno dużo, żeby ich polityczne korzyści były jak największe, lecz musi przy tym uważać, aby woda sodowa nie uderzyła im do głowy.

Co do drugiej, niższej połowy, sceny politycznej na pewno nie da się przypisać sentencji nihil novi. Tu wszystko stanęło na głowie.

Wicepremier Pawlak (nie)stety nie osiągnie tego co jego polityczny konkurent z SLD. Mimo poparcia partii parlamentarnej, osiągnął wynik sięgający tylko 2%. Patrząc na ten wynik nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Do śmiechu raczej nie będzie samemu Pawlakowi, któremu partyjna opozycja, na czele w posłem Piechocińskim już zaciska polityczny stryczek na szyi. Zielona strona mocy, obróciła się przeciw PSL. Trudno się temu dziwić, gdy prowadzi się tek „ charyzmatyczną” kampanie jak Pawlak. Nie można również odmówić racji słowom wicepremiera, że „ wybory prezydenckie nie są specjalnością PSL”. Tego faktu nie da ukryć nawet barierą zielonej mocy.

Do śmiechu na pewno też nie jest Andrzejowi Olechowskiemu oraz Andrzejowi Lepperowi. Obaj liczyli na o wiele większe poparcie. Obaj ponieśli porażkę, lecz bardziej spektakularną Olechowski, który stracił, jak wskazują sondaże nawet połowę swoich wcześniejszych głosów.

Bogusław Ziętek, czy Kornel Morawiecki również dostali minimalne, bliskie zeru poparcie. Lecz, czy w ich wypadku to porażka? Obaj kandydaci nie mieli za sobą wielkich i bogatych ugrupowań partyjnych. Zarówno Kornel Morawiecki, który jak mantrę powtarzał hasła, o konsekwencjach Okrągłego Stołu, winiąc de facto go, za wszystkie porażki narodu, jak i lider PPP, chcący znów powrócić do budowy bloków z  tzw. Wielkiej Płyty osiągnęli wynik w pierwszej dziesiątce i może to dla nich być nie lada honor i splendor.

Pisząc o kandydatach na prezydenta, grzechem byłoby nie wspomnieć o Januszu Korwin Mikke. Ten weteran wyborów prezydenckich osiągnął wynik bliski 3% głosów, osiągając czwarty wynik. Jak sam mówi, dla niego ważniejsze od wyniku, stało się to, że media przestały traktować go jak szaleńca. Swoim wynikiem, Korwin Mikke pokazał, że nie trzeba mieć za sobą struktur partyjnych, aby coś w polityce osiągnąć.

 

Pierwsza tura wyborów, pokazała nam, to co dawno już wiedzieliśmy. Pokazała, że na dachu Sejmu jest jak na razie dwóch grajków trzymających pierwsze skrzypce, lecz wskazała również trzeciego muzykanta. Młodego, trzymającego w ręku bardziej zabawkowe, niż prawdziwe skrzypce, niebezpiecznie balansującego, na barierce sejmowego dachu, na krawędzi politycznej ekstraklasy. Czas pokaże, czy jego osobiste cechy i poparcie partii pozwolą mu się utrzymać w najwyższej lidze, czy spanie między mniej utalentowanych politycznie konkurentów.   

 

 

Mikołaj Wojcieszek, uczeń Publicznego Gimnazjum nr 22 w Radomiu im. Karola Wojtyły.

Comments

comments

Dodaj komentarz