Od wolności słowa do demokracji – Paulina Stefańska

Czy w dzisiejszych czasach można mówić o wolności? Tej wolności, o którą tyle pokoleń walczyło do ostatniej kropli krwi? Przyjrzyjmy się kartom polskiej historii…

 Rozbiory. Polski nie ma na mapach świata. Naród polski nie może się z tym pogodzić. Organizuje powstania – wszystkie kończą się niepowodzeniem. O co toczy się walka? O wolność, o istnienie, o lepsze jutro.

 I wojna światowa przynosi nam upragnioną wolność. Polacy, niegdyś zjednoczeni, znów ulegają rozbiciu. Tym razem wewnętrznemu. Przecież ile głów, tyle pomysłów, jak ukierunkować politykę państwa. I ten podział w zasadzie trwa do dzisiaj. Czyżby Polacy byli tylko wtedy zgrani, gdy w grę wchodzi bitka? To by trochę tłumaczyło, skąd się biorą sceny bitewne na polskich stadionach – tak na marginesie.

 
Bywały jednak momenty jedności. II wojna światowa, strajki o zniesienie komunizmu spod gwiazdy Lecha W. (jednym słowem, skąd my tego Pana tak dobrze znamy?). Chociaż nie, bo jeśli chodzi o ten ostatni przypadek, to byli i tacy, którym ten tak znienawidzony przez współczesnych polityków komunizm (sic) wcale nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie.

Rok 2008. Czasy pokoju, demokracji i rzekomej wolności słowa i wolności szeroko pojętej. Cóż za ironia… Zdaje się, że współczesna wolność słowa, w odniesieniu do polityki, to możliwość głośnego wypowiadania swojego zdania o władzy i rządzeniu (oczywiście w dość okrojonej formie, bo jakżeby inaczej – z pozdrowieniami do pewnego Pana Bezdomnego), a władza… a, władza i tak zrobi z tym, co zechce. Czyli najprawdopodobniej zlekceważy, bo co może wiedzieć jakiś tam człowiek.

 I tak oto dochodzimy, Panie i Panowie, do demokracji. Tak, do demokracji, tak się chyba polski ustrój nazywa, prawda? Tak, tak się nazywa, ale to mylne pojęcie. Przecież słowo demokracja oznacza „rządy ludu”, a lud mówi coś innego, niż politycy robią.

 No tak, sami sobie ich wybraliśmy. Tych polityków. Aż chce się powiedzieć, że wybory to zło konieczne. Polegają one na tym, że głosujemy na partię „x”, ponieważ nie chcemy, żeby rządziła partia „y”. Partia „y” rządziła już wcześniej i nie były to dobre rządy. Zatem wybraliśmy partię „y”. Jak nadejdą kolejne wybory, to odwrócimy się od partii „x”, bo ona nic nie zdziała. Wtedy albo wybierzemy partię „z”, która właściwie też się nie sprawdzi, albo damy drugą szansę partii „y”. Choć nie, nie drugą, tylko… tylko którąś z kolei.

 Jak się mawia Life is brutal and full of zasadzkas. Ciężka jest ta Polska Droga do Demokracji. Ciężka no. A czasem to tym cięższa, im dłużej trwa. A najgorsze to to, że najprawdopodobniej nie ma końca…

Paulina Stefańska

Comments

comments

Dodaj komentarz