Czy w dzisiejszych czasach można mówić o wolności? Tej wolności, o którą tyle pokoleń walczyło do ostatniej kropli krwi? Przyjrzyjmy się kartom polskiej historii…
Bywały jednak momenty jedności. II wojna światowa, strajki o zniesienie komunizmu spod gwiazdy Lecha W. (jednym słowem, skąd my tego Pana tak dobrze znamy?). Chociaż nie, bo jeśli chodzi o ten ostatni przypadek, to byli i tacy, którym ten tak znienawidzony przez współczesnych polityków komunizm (sic) wcale nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie.
Rok 2008. Czasy pokoju, demokracji i rzekomej wolności słowa i wolności szeroko pojętej. Cóż za ironia… Zdaje się, że współczesna wolność słowa, w odniesieniu do polityki, to możliwość głośnego wypowiadania swojego zdania o władzy i rządzeniu (oczywiście w dość okrojonej formie, bo jakżeby inaczej – z pozdrowieniami do pewnego Pana Bezdomnego), a władza… a, władza i tak zrobi z tym, co zechce. Czyli najprawdopodobniej zlekceważy, bo co może wiedzieć jakiś tam człowiek.