Pięciolatka – Aleksandra Bernacka, XIII LO we Wrocławiu




                                             

  Pięć lat. Mało i dużo. Zbyt mało, by sensownie zaistnieć na gospodarczej i politycznej scenie Europy, a zarazem wystarczająco dużo, aby pokazać swoją drugą, niekoniecznie lepszą, twarz. Tak, tak, moi drodzy. Już od pięciu lat jesteśmy członkami Unii Europejskiej! Prawdziwymi euro(ufo?)ludkami!

Historyczna data dla wszystkich Polaków – 1maja 2004 rok. Dla wielu – dzień nadziei na lepsze jutro. Dla polskich polityków natomiast, dzień, w którym rozpoczął się nowy, bardziej ekscytujący niż do tej pory, wyścig, tym razem na sam szczyt! Ta zabawa jest o tyle lepsza, że tutaj widzami cyrku jest nie tylko Polska, ale cała niemal Europa. Można się pokazać, popisać… Tylko co my – biedni, nic nie winni, zwykli obywatele mamy zrobić? Śmiać się, czy już raczej tylko płakać? Pomyślmy. Co wspólnota europejska dała nam po tych pięciu latach? Wiele: możliwość podróżowania bez paszportów, wolny rynek pracy, dofinansowania… A to jest dopiero początek. Wszystko przed nami. Pojawiła się sprawa wymiany złotego na euro – prędzej, czy później musi do tego dojść. Proces, wydawałoby się, nieunikniony. A u nas co? Ciągle kłótnie, spory. Po co to wszystko? Jak Europa ma nam pomagać, jak ma z nami współpracować, skoro polscy politycy nie potrafią dojść do porozumienia nawet w tak prostej i oczywistej sprawie. Ktoś sam wyciąga do nas rękę a my… Odpychamy ją, bo przecież… zawsze jesteśmy najmądrzejsi (?). Oto jak korzystamy z dobrodziejstw Europy. Kolejna sprawa – nieszczęsne wyjazdy na szczyty UE. Rozpoczyna się zawzięta gra, w której nagrodą główną ma być krzesło przy unijnym stole. Pierwsza runda: dorwanie najlepszego samolotu. Najszybszego, najładniejszego. A przede wszystkim mieszczącego tylko jedną głowę,  sprawującą władzę. Co jedna głowa… to nie dwie. Oj, nasi politycy nie lubią się dzielić. Druga runda: wyścig. Bo przecież, jak wszystkim wiadomo ( wbrew pozorom, panu prezydentowi i premierowi też), kto pierwszy ten lepszy. Trzecia, najważniejsza: zdobycie przychylności i zyskanie nowych przyjaciół na szczycie. Potem zabawy nastaje kres… i zostają tylko pretensje wszystkich do wszystkich, że mogło być inaczej. Moglibyśmy, na przykład, postarać się robić z siebie mniejsze pośmiewisko na oczach świata (albo zmienić prezydenta…). A pamiętacie sytuację, w której prezydent Francji Sarkozy pouczał w Parlamencie Europejskim Lecha Kaczyńskiego? Jego słowa brzmiały tak: Powiem prezydentowi Polski: trzeba dotrzymywać obietnic. Pana obietnica jest taka, że podpisze pan Traktat z Lizbony ratyfikowany przez (polski) parlament. Na tym polega wiarygodność męża stanu i polityka. Ja się pytam: w jakim świetle postawił cały nasz naród ten „mąż stanu”? Wyszliśmy na kłamczuchów, niedotrzymujących umów! Kompromitacja! Dzień przeciwko Karze Śmierci – święto ustanowione przez Unię Europejską. Polscy politycy znowu zadziwili Stary Kontynent – byli stanowczo za karą śmierci, co zdecydowanie opóźniło wprowadzenie w życie święta. Ale nic to. Co z tego, że świat zmierza do przodu, ku lepszemu. My możemy stanąć w miejscu, a może nawet cofnąć się o jakieś…20 lat, bo od tylu  polskie prawo nie uwzględnia kary śmierci. Kolejny raz pokazaliśmy się z tej… nie najlepszej strony. Podobnych wydarzeń było naprawdę mnóstwo. To na koniec może mała rada: proszę pamiętać Panie prezydencie, Panie premierze i my wszyscy… jak cię widzą, tak cię piszą!

Aleksandra Bernacka, XIII LO we Wrocławiu

Comments

comments

Dodaj komentarz