Pobawmy się w prawybory – Jan Both, XIII LO, Wrocław




 

— Bo ich jest dwóch, a ja jeden — mówił Donald Tusk, po ogłoszeniu swojej decyzji o rezygnacji ze startu w wyborach prezydenckich. Po części zaskoczeni eksperci od razu zaczęli się zastanawiać, kto go zastąpi. Już wiemy, że w PO kandydatów jest dwóch: Radosław Sikorski i Bronisław Komorowski. Teraz na działaczy Platformy spadł zaszczyt krzewienia nowych form demokracji prosto z USA, czyli prawyborów.

Nie mogę jednak ulec wrażeniu, że czeka nas spektakl pt. „jesteśmy tacy świetni, że z naszej partii moglibyśmy mieć kilku prezydentów”. Drugie wrażenie jest takie, że chodzi o wybranie Tuskowi bliźniaka robiąc to w sposób „demokratyczny”. Taki braciszek to przecież skarb. Grzeczny, posłuszny, zbytnio się nie wychyla. Jak jeździ na szczyty Unii to zadzwoni po wytyczne i pozdrowienia dla innych przywódców. Do złudzenia przypomina to sytuację, gdzie rządzi dobry tatuś Władymir z sympatycznym wujkiem Dmitrijem, ale na szczęście to nie prawybory decydują w Polsce o prezydenturze i to obywatele wybiorą, kto ma zostać ich reprezentantem. Zarówno Komorowski jak i Sikorski rozpoczęli już walkę. W programie Tomasza Lisa przekonywali, czemu to oni powinni zostać głową naszego państwa. Wprawdzie o ich starcie będą decydowali członkowie partii, to przecież poparcie społeczne może być przeważającym argumentem. Tak przynajmniej powinno być. Część obserwatorów jest zdania, że kandydata wybierze Tusk z kilkoma współpracownikami, a prawybory to tylko medialny spektakl. Sam premier w wywiadzie przyznał, że prezydent nie powinien być zbyt aktywny. Który z nich byłby, zatem premierowi bardziej posłuszny? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Marszałek Sejmu. Stateczny, spokojny, którego prezydentura byłaby zwieńczeniem udanej kariery politycznej. Tak czy inaczej rządzić zamierza Donald Tusk, który sam stwierdził, że woli realną władzę, niż prestiże, czyli w domyśle, że jak już musi być jakiś prezydent, to niech będzie, byleby mu nie przeszkadzał w naprawianiu Polski tak jak permanentnie czyni to ten okropny Kaczyński. Wygląda, zatem na to, że szykuje nam się scenariusz niczym z kawału o mężu i żonie: On jest wprawdzie głową rodziny, ale ona szyją, która nią kręci.

                                                                                              

                                                                                                               

Jan Both, XIII LO, Wrocław

Comments

comments

Dodaj komentarz