Porozmawiajmy o gospodarce – Michał Barcik




 

Mimo, iż poprzedni tydzień (tak samo zresztą jak i poprzednie) upłynął głównie pod znakiem sporu o krzyż, to nie zamierzam o krzyżu pisać. Przez szacunek. Poza tym, na jego temat wypowiadali się już chyba wszyscy i we wszystkich możliwych konfiguracjach. Myślę, że nadszedł czas, by wypracować prawdziwy kompromis i zająć się istotniejszymi tematami, a nie stale dolewać oliwy do ognia.

                Naprawdę szkoda, że głównym tematem debaty publicznej w naszym kraju w dalszym ciągu są kwestie światopoglądowe i historyczne. W pewnym sensie jest to zrozumiałe – społeczeństwo i media interesują się przede wszystkim tematami budzącymi duże emocje i wywołującymi kontrowersje. Ludzie po prostu uwielbiają być z jakiegoś powodu oburzeni. Na drugi plan schodzi to, czy są zbulwersowani „za”, czy zbulwersowani „przeciw”.

                W tym natłoku skrajności umykają nam naprawdę istotne tematy. Wątpliwa zdaje się możliwość poważnej ogólnospołecznej debaty na temat polskiej gospodarki i stanu finansów publicznych. W mojej subiektywnej opinii to tematy o wiele ważniejsze, niż batalia o krzyż. Obserwując to, co ostatnio dzieje się w Polsce można dojść do wniosku, że ludzie żądają przede wszystkim igrzysk, a dopiero potem chleba. Nie zrzucajmy całej winy na polityków i media. Bo co oni robią, jeśli nie odpowiadają na nastroje społeczeństwa chcąc się mu jak najbardziej przypodobać? Jeśli jest popyt, to znajduje się i podaż.

                 Mamy do czynienia ze swego rodzaju paradoksem. Z jednej strony, gdyby spytać Polaków o to, czy chcieliby zarabiać więcej i żyć w państwie dobrobytu chyba każdy odpowiedziałby twierdząco. Z drugiej jednak, kiedy dochodzi do sytuacji, że niezbędna jest poważna i merytoryczna dyskusja na temat finansów państwa, gospodarki, reformy emerytalnej i podatków to większość przedkłada kłótnie o krzyż nad rzeczową debatę. Nikt nie chce rozmawiać o VATach, ZUSach, KRUSach, deficytach i innych tego typu „bzdetach”. Ewentualnie może pokrzyczeć, że chce płacić mniej, a dostawać więcej.

                Nie mam zamiaru bronić rządu (zarówno obecnego, jak i tych  poprzednich), bo to głównie po stronie niegospodarności władzy leży wina za zły stan finansów państwa. Nie mam również intencji oskarżać o cokolwiek społeczeństwo. Chciałbym się jedynie przeciwstawić wciąż powszechnej u nas postawie roszczeniowej. Powinniśmy pamiętać, że dobrobyt i cud gospodarczy to nie manna i nie spadnie nam sam z nieba. Najważniejszym warunkiem ziszczenia się naszych wspólnych marzeń o Polsce bogatej i szczęśliwej jest zaakceptowanie pewnych faktów. Dostatnie państwo buduje się dzięki pracy i edukacji ekonomicznej społeczeństwa, a nie dzięki wysuwaniu kolejnych roszczeń finansowych.

 

Michał Barcik

Comments

comments

Dodaj komentarz