„OSLOVE” – chciałoby się napisać z myślą o tragedii, jaka spotkała Norwegów. Między innymi w takich hasłach cały świat okazuje współczucie ofiarom zamachów i ich bliskim. Teraz już wielu słów nie potrzeba. Jednak wstrząsające wydarzenie w Oslo i na wyspie Utoya poprzedziły miliony słów – słów zapisanych przez samego zamachowca w postaci 1500-stronicowego manifestu. A wszystko to umieszczone w… Internecie.
Do tej ogromnej sieci ma dziś dostęp ponad jedna czwarta ludzi na świecie (w Polsce około 60% obywateli). Liczby te wyglądają imponująco, jeśli przyrównać je do daty upowszechnienia Internetu, czyli roku 1983. Osiągnął on tak ogromny sukces w ciągu zaledwie 28 lat! Niestety, okazuje się, że ta rewelacyjna zdobycz techniki jest nie tylko miejscem do pracy i miłego spędzania czasu, ale stała się areną do walki – walki obrazem, filmem i… słowem.
Zanim nastąpił pamiętny piątek 22 lipca Anders Breivik przedstawiał użytkownikom popularnych portali społecznościowych swoje poglądy na temat społeczeństwa, polityki, własnych ideologii i choć były one niekiedy blokowane ze względu na niebezpieczne zapisy, ostatecznie można było je odczytać. To w tych treściach ukryty był pomysł na „obronę kraju” poprzez przeprowadzenie zamachu, ale czy ktoś zwrócił na to uwagę? Może realne byłoby zapobiegnięcie działaniom, gdyby tylko manifest nie był zignorowany?
Oczywiście, łatwo jest oceniać z perspektywy czasu i doświadczeń, ale czy wnioskiem z tragicznych wydarzeń nie powinna być również poważna refleksja nad wolnością słowa? Do sieci ma dostęp większość z nas i okazuje się, że wszyscy jesteśmy narażeni na ogromne niebezpieczeństwa. Obraźliwe komentarze, groźby i głoszone szalone idee są oznaką agresji i nienawiści użytkowników, co więcej przeważnie anonimowych. Wolność słowa – nie tylko cybernetyczna – jest również ogromną bronią w rękach polityków. Tylko, czy poprawnie ją wykorzystują, wyzywając się od wariatów, oskarżając o przestępstwa czy poniżając poprzez publiczne odsyłanie do psychiatry, co nagminnie obserwujemy na polskiej scenie politycznej?
Słowo ma naprawdę ogromną moc. Może być zarówno początkiem wielkich rewolucji, jak i śmiertelną groźbą. Musimy uważać, by niektóre ze słów (czy to zapisanych, czy wypowiedzianych) nie zamieniły się w czyny. Już na zawsze nieodwracalne.