Spór o delegacje – Magdalena Madeja

Prezydent Kaczyński żyje w przekonaniu, że Europa nie może obyć się bez wizerunku któregoś z braci K. Skoro Jarosław Kaczyński już nie szefuje rządowi, to trzeba chociaż  stwarzać pozory tego stanu. Do tego najlepszy jest bliźniaczy sobowtór – niby wciąż triumfujący premier IV RP w skórze prezydenta.

 

Rada Europejska zaprasza premierów. Nic to. My zawsze musimy być inni. Lubimy wywoływać konsternację, bo jak już nie mamy do zaoferowania nic, to przynajmniej w taki sposób – np. przez dobór delegatów – zaznaczamy swoją obecność. Prezydent chciał też tam być i koniec kropka. Zdawało się, że uczepi się skrzydła samolotu, żeby tylko lecieć do Brukseli. I to tupnięcie nogą: albo jadę i do Brukseli, i do Lizbony, albo nigdzie! Cóż to za ultimatum. Przecież prezydent ustami Kamińskiego zapowiadał, że będzie postępował zgodnie z Konstytucją, dlaczego więc, mimo świetnej znajomości swoich kompetencji, stawia w tak niekomfortowej sytuacji szefa rządu? Skończyło się na szczęście kompromisem. Prezydent w Lizbonie, w stolicy Belgii – sam premier. Tusk twardo stąpa po swojej kancelarii i czuje się panem swojego rządu. I słusznie. Dość już monarchii absolutnej w Polsce. Spod presji uwolnili się już Ujazdowski i Zalewski, którzy „kończą znajomość” z PiS- em. Niech każdy zna swoje prawa i obowiązki i respektuje je. Niezdrowe wodzostwo, wchodzenie sobie w drogę i ciągłe zaognianie sztucznych konfliktów prowadzi do frustracji nawet na wysokich szczeblach unijnych. Czekanie i czekanie na potwierdzenie składu delegacji polskiej nie budowało wiarygodności naszego kraju. Odwlekanie decyzji i czas spędzony na dyskusjach o oczywistej oczywistości nie było inwestycją w przyszłość. Ale może czasami lepiej zdobyć się na trochę wysiłku i nie narażać na śmieszność niż dla świętego spokoju iść na wiele ustępstw. Premier Tusk musi być twardym politykiem, żeby nie stać się zwycięską marionetką. Bo wiadomo, gdzie brat nie może, tam brata pośle.

 

 

 

Magdalena Madeja

Comments

comments

Dodaj komentarz