Byłbym podły, życząc premierowi Tuskowi kolejnych 100 dni rządzenia. Oznaczałoby to dalszy ciąg potyczek z pseudo-prawicowym obozem prawych i sprawiedliwych, a także kolejne dni rozłąki z żoną Małgorzatą Tusk. Tak, bo trzeba wiedzieć, że biedaczka poczuła się na tyle samotna, iż zdecydowała się wyżalić na łamach jednego z popularnych brukowców – w końcu taka gazeta jest do tego najlepsza, szczególnie gdy chodzi o żonę premiera.
Strasznie jest mi żal również prezydenta Lecha Kaczyńskiego – on również minął się z powołaniem i musi się wybitnie nudzić w fotelu prezydenta (stąd pewnie zwoływanie Rad Gabinetowych – potrzeba towarzystwa). W tym wypadku widzę jednak rozwiązanie – koty! To dla nich prezydent powinien się poświęcić i rzucając swoją dotychczasową funkcję zająć się badaniem zawartości wapnia w mleku dla kotów. Zresztą nie jestem jedyny, który dostrzegł, że Lech Kaczyński ma się wyraźnie ku kotom. Taki sam wniosek wysnuli czytelnicy jednego z pism o charakterze zwierzęco – koto – weterynaryjnym, którzy postanowili nominować prezydenta do nagrody dla zasłużonych dla puchatych czworonogów.
I w ogóle dzisiaj towarzyszy mi smutny nastrój. A to przez prezydenta Kwaśniewskiego, który w jednym z wywiadów zwierzył się, że swoje stosunki z lewicą zerwał w dniu wyborów. Zapomniał tylko o jednym – z polityką jest jak z nałogiem. Można się odcinać, ale po jakimś czasie i tak nadejdzie głód. A wtedy nawet popularny serek nie pomoże!