Szczęście w nieszczęściu – Aleksandra Jabłońska




W Vancouver ledwo co zdążył zapłonąć znicz olimpijski, a w Polsce już mogliśmy świętować pierwszy sukces – Adam Małysz na podium! Tak, tak, nasz wspaniały i niezawodny Adaś znów rozwinął skrzydła i poleeeeciał – po srebro i na pierwsze strony gazet. Znów zrobiło się o nim głośno, znów tysiące widzów zasiadło przed telewizorami, kurczowo zaciskając kciuki. I choć cieszymy się, to pewien niedosyt pozostał – w końcu każdy, nawet jeśli nie śmiał wypowiedzieć tego na głos, liczył na złoto. A tu istne deja vu – znów ten zły, podstępny i niedobry Simuś śmiał pokonać naszego faworyta! Ale czy przypadkiem nie ustawiamy poprzeczki za wysoko? Czy nie wymagamy zbyt dużo od naszych idoli? Wiadomo, łatwo jest siedzieć w domu przy kominku z kotem na kolanach i krzyczeć: „leć Adasiu, leć!”.

O tym jak długa i ciężka jest droga do odniesienia sukcesu przekonałam się przypadkowo, oglądając program o naszej drugiej medalistce, Justynie Kowalczyk (jednak telewizornia nie jest takim złym wynalazkiem, jak twierdzą psycholodzy). Pierwsze wrażenie – spokojna, skromna i wcale niebrzydka dziewczyna. Drugie – o Dżizas!, ona jest prawdziwą lwicą, waleczniejszą i silniejszą psychicznie od wszystkich facetów jakich znam, wziętych razem do kupy. Jak wygląda jej przeciętny dzień? Otóż, codziennie 8 godzin treningu (narty/rolki, rower, jogging, siłownia, stretching), w przerwach jakieś 3-4 godziny czasu wolnego, głównie czytanie książek, bo na nic innego nie starcza siły i czasu. O 22 do wyrka, bo rano trzeba wcześnie wstać. I tak dzień w dzień przez cały okrągły rok. Zero życia prywatnego, za to ciągły ból, stres, presja, strach przed kontuzją. Oto jest cena, jaką trzeba zapłacić, aby przez te kilkanaście sekund postać na podium, ściskając w ręku śmiesznie mały kawałek metalu.

A Polacy – jak to Polacy, zamiast się cieszyć z tego co mamy (a jest z czego!), doszukują się dziury w całym: to spekulacje na temat dopalających leków przeciw-astmowych, które ponoć zażywały rywalki Justyny przed startem, to nieprzepisowe wiązadła Ammana… Jednym słowem – wszyscy wkoło są be, wszyscy grają nie fair i najwidoczniej zawiązali jakąś ogromną mafię, która otwarcie gra nam nosie. Bo to nam należą się wszystkie złota świata, w końcu jesteśmy tym biednym, szlachetnym, od zawsze cierpiącym i walczącym za wszystkich oraz wszystko narodem. Dziwnym trafem, że wiatr zawsze nam w oczy wieje…

 

Aleksandra Jabłońska

Comments

comments

Dodaj komentarz