Teletubisie wykrakały papa. Ewa Sowińska zrezygnowała ze stanowiska Rzecznika Praw Dziecka. Ojciec Rydzyk się nie wymodlił, marszałek Komorowski dopiął swego.
Wtorkowa dymisja pani Sowińskiej położyła kres arcyciekawym pomysłom, które, choć nie zawsze mądre, skutecznie bawiły tłumy na całym świecie. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał o tym, aby zamiast przyznawania nagród typu „Idiota Roku” uhonorować panią rzecznik tytułem „Mistrz marketingu”. W końcu nie każdemu udaje się tak skutecznie wypromować markę, jaką w ostatnim czasie stały się cztery kolorowe stworki z antenkami na łebkach. O czerwonej torebce tego fioletowego pisano nawet w Malezji, a ten damski dodatek stał się symbolem „kochających inaczej”. Tinky Winky musiał się klonować kilka razy szybciej, żeby zaspokoić rosnący na niego apetyt, to znaczy popyt. Pani Sowińska wysłała zakochanych na kursy przedmałżeńskie do urzędu stanu cywilnego, a kobietom ciężarnym zabroniła oglądać horrorów.
I dobrze, niech młodzi się uczą, zanim będą musieli uczyć innych, a stanowi błogosławionemu nie uchodzi upajać się „Piłą”. Jeszcze by się dziecko ze strachu przewróciło do góry nogami, to znaczy stanęło na nogi.
Pomysły pani Sowińskiej wynikały najpewniej z troski o dobro dziecka.
Może i pani rzecznik chciała dobrze, tylko że wyszło jak zawsze. Szkoda. Przecież świat dziecka jest dużo lepszy i łatwiejszy od świata dorosłych. Nie wszystko musi być takie poukładane. Ważne, żeby chcieć zmieniać świat na lepsze nawet wtedy, gdy metoda wydaje się całkiem absurdalna.
Pani Sowińska jest przecież głosem dzieci, a im przystoi o wiele więcej. Dzieciom przychodzą do głowy przeróżne pomysły. Cóż więc w tym dziwnego, żei ich rzecznikowi też. „Ewa, wróć!”