Zaczęło się w czasie wakacji. To wtedy najznamienitsi stratedzy polskich obozów politycznych zebrali się, by wspólnie knuć wizję kampanii wyborczej. Efektem pracy każdego z ugrupowań były krótkometrażowe filmy, miliony ulotek, tysiące plakatów i niemiłosiernie wlekące się godziny spotów telewizyjnych i radiowych.
Wyborcy mieli nie lada zadanie – musieli dokładnie przesortować oferowany im towar i wybrać ten, który wydaje się najciekawszy. Do wyboru mieli m.in. PiS, PO, LiD, PSL, Samoobronę, LPR, PPP, Partię Kobiet. Każde z tych ugrupowań był święcie przekonane, że tylko i wyłącznie ono jest w stanie zbudować przyszłą Polskę. Wyborcy byli jednak nieco innego zdania i dali szansę przedstawicielom tylko czterech ugrupowań politycznych.
21 października 2007 roku – data kolejnych już w historii wolnej Polski wyborów parlamentarnych. Kolejnych, ale na pewno nie przeciętnych. – To będą najważniejsze wybory od 1989 roku! – grzmieli liderzy polskiej sceny politycznej. Te kilka tygodni przed magiczną datą 21 października upłynęły pod synonimem zaciętej walki politycznej, w której przyjęto zasadę, że „cel uświęca wszelkie środki”. Odwoływano się do poczucia obywatelskiego patriotyzmu, wiary, rodziny, psa, kota i pragnienia życia w lepszym państwie. Apelowano o wysokie zaangażowanie w wybory, apelowano o pospolite ruszenie narodu polskiego.
Prośby zostały wysłuchane. Tegoroczne wybory cieszyły się wysoką- jak na nasze realia polityczne- frekwencją. Niemalże 54procentowy wynik, to dowód na rosnące poczucie przynależności do państwa obywatelskiego. Głosowano na polskich ziemiach, ale też za granicami kraju. Nie straszna odległość, nie straszna rozłąką – decydować o losach Polski można było wszędzie.
I właściwie nie ma co się oszukiwać. Platforma Obywatelska była pewniakiem tegorocznej elekcji. Zdobyło 209 miejsc w parlamencie, deklasując przy tym PiS, który zdobył marne 166 miejsc. Kolejno uplasował się LiD z 53 posłami, PSL z 31 i Mniejszość Niemiecka z jednym przedstawicielem. Stało się to, na co większość Polaków liczyła. PiS został odciągnięty od władzy, zakończyła się Rzeczpospolita Obojga Kaczorów… zaraz chwileczkę, no właśnie…
Tu pojawia się pewna wątpliwość. Na ile, PO będzie w stanie zmienić sytuacje polityczną w Polsce? Czy swojego zwycięstwa, nie zawdzięcza w największej mierze temu, że po prostu jeszcze nigdy nie rządziła? Ile osób zna jej program polityczny, ile wie, czy zmieni coś w tym, czym parał się PiS?
Kaczor Donald. Tak, drodzy państwo, nie kto inny jak on od dwóch lat trzęsie polską sceną polityczną. I trząść może dalej. Na razie mieliśmy tylko Kaczora, jaki okaże się Donald? Mam nadzieję, że to tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności, i że obaj panowie nie mają ze sobą wiele wspólnego, oprócz władczych aspiracji.
Platforma proponowała nam Polskę demokratyczną, wolną i otwartą na światowe rynki gospodarcze. Wyborcy skusili się na taką ofertę – wybrali ten obóz polityczny, powierzyli mu zadanie tworzenia rządu. PiS-owi przypisali rolę opozycjonisty, LiD, podobnie jak SLD w zeszłej kadencji, pozostanie w cieniu, regenerując swoje siły polityczne. Chociaż teraz ma trochę utrudnione zadanie – musi wyleczyć się również z choroby filipińskiej, który nieco pokrzyżowała LiD-owi plany wyborcze.
Co z PSL- em? Ano tu odpowiedź zdaje się prosta. PO, pomimo dobrego wyniku, nie ma większości, która byłaby potrzebna do samodzielnego stworzenia rządu, będzie musiała więc podeprzeć się zasobem Ludowców. Ci, z pewnością przystaną na taką propozycję i z chęcią wejdą do rządu – co zresztą obie strony zapowiadały w czasie kampanii wyborczej.
Panie Premierze, Pan Donaldzie! Mamy nadzieję, że niedługo stanie Pan przed nami i z całą odpowiedzialnością powie, że Platforma wykonała powierzone jej zadania. Ale proszę uważać – my będziemy bacznie śledzić poczynania Pańskiego rządu. Mamy tylko jedną prośbę – proszę po prostu nas nie zawieść – zaufaliśmy Panu w czasie wyborów, proszę to zaufanie wykorzystać!