W kupie siła – Jan Both, XIII LO Wrocław




                                                  

Wszystko zaczęło się od Irlandii. To tam odrzucono traktat lizboński i właśnie stamtąd pochodzi Declan Galeny- założyciel przedziwnego tworu nazwanego Libertasem. Jego sztandarowe hasła, jak np. odrzucenie traktatu czy ograniczenie unijnej biurokracji, brzmią efektownie, zwłaszcza dla ludzi, którzy chociaż w pewnym stopniu się z tym zgadzają. Jeśli się jednak przyjrzeć temu z bliska, nie da się nie zauważyć przeróżnych sprzeczności, także na polskim podwórku.

Jest to partia nowa, chociaż większość jej polskich członków do politycznych debiutantów nie zaliczymy. Znaczną siłą w jej krajowych strukturach stanowią byli członkowie LPR. Dziwi to bardzo z tego powodu, że Giertych i spółka zawsze głosili hasła głównie narodowościowe, a teraz wzmacniają szeregi partii dowodzonej przez Irlandczyka. Zresztą Ganley opiera się głównie na mało liczących się w swoich państwach eurosceptykach od lewej do prawej strony, zapewniając im jedną wspólną organizację, popularność i przede wszystkim pieniądze. Czy Libertas ma jakiekolwiek szanse na sukces poza Irlandią? Jakiś czas temu brzmiało to jak pytanie retoryczne, jednak od kiedy coraz częstszym gościem na europejskich kongresach jest Lech Wałęsa, to także w Polsce zaczęto się zastanawiać nad miejscem tej przedziwnej partii w Parlamencie Europejskim. Sam fakt uczestniczenia legendy „Solidarności” na kongresach w Rzymie i w Madrycie budzi skrajne emocje. Trudno również znaleźć konkretny powód zainteresowania Wałęsy tą frakcją. Rodzi to wiele spekulacji, począwszy od wynagrodzenia, przez akceptacje poglądów na stanowisku prezydenta UE kończąc. To ostatnie byłoby jednak dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że Libertas jest przeciwny powołaniu tego urzędu. Te dwa pierwsze aspekty są też w znacznym stopniu wyssane z palca. Były prezydent od pewnego czasu otwarcie popiera Platformę Obywatelską. Partia ta na pewno nie zalicza się do eurosceptycznych i chociaż ma na swych listach do PE byłych członków partii, zarówno lewicowych, jak i innych frakcji prawicowych, to trudno tam o byłych członków LPR. Nie zapominajmy też, że podczas kampanii wyborczej w 2007 roku partyjnych kolegów Romana Giertycha nie zaliczylibyśmy do serdecznych przyjaciół polskiego noblisty. Wynika z tego, że Wałęsie podobają się pewne polityczne zamysły Ganleya, mniej patrząc na polską reprezentację jego partii. Kluczowe jest więc pytanie o rozdzielenie poparcia między sceną narodową a europejską, czy da się popierać w Warszawie partię euroentuzjastyczą, a w Brukseli sceptyczną traktatowi. Libertas jest politycznym dziwolągiem i często po prostu szansą na przetrwanie dla mało liczących się, przegranych polityków w danych państwach. Razem mają jednak jeden wspólny europejski cel: powiedzieć „nie” dla traktatu lizbońskiego

                                                                                                  

Jan Both, XIII LO Wrocław

Comments

comments

Dodaj komentarz