W Polsce do wiary w cuda niewielu się przyzna, ale trzeba przyznać, że mało który kraj może poszczycić się tak niezłomną wiarą w sytuacjach bez wyjścia. Podczas trwania Euro 2008 nadzieja nawet nie umarła ostatnia. Ona wciąż żyje! My naprawdę wierzymy, że w 2012 roku będzie lepiej. Podobnie jest ze światem politycznym, jeśli jest sens rozdzielać Euro z polityką (niedługo całkiem przestanie kojarzyć się nam ze sportem). Każdego roku mamy również nadzieję, że nasze polskie, mesjanistyczne poświęcenie przyniesie korzyści i wszystkim nam będzie się lepiej żyło.
A owy lepszy byt mają nam zapewnić polsko-amerykańskie stosunki. Brzmi dumnie, ale jak jest naprawdę? No właśnie. Gdybyśmy mieli przyjąć punkt widzenia pana prezydenta, naszego rzecz jasna, powiedzielibyśmy, że się z nami liczą. Tak, jesteśmy im potrzebni. Właściwie, co Stany by bez nas zrobiły? Proszę się nie śmiać. Są ludzie, którzy zażarcie w to wierzą. Ale są też tacy, którzy mają oczy i potrafią dostrzec, że za międzynarodową „przyjaźń” płacimy od lat wysoką cenę. Nie dość, że nasi żołnierze walczą za sprawę amerykańską, to teraz Polska ma stać się czymś w rodzaju bazy wojskowej USA.
Zawsze kiedy mamy być ważni, dzieje się coś zupełnie na odwrót. W konsekwencji prosimy, aby komuś pomóc. Rozdajemy co możemy, zamiast walczyć jak lwy o coś dla nas. I tak oto w oczach innych krajów Polska dziwnym trafem staje się obiektem drwin. Nikogo nie powinno to dziwić, bo przecież od wieków najłatwiej nabija się ze słabszych.
Prawda jest jedna i niezmienna od lat: dopóki nie uporządkujemy spraw wewnętrznych, sukcesu za granicą nie osiągniemy. I choć każdy z nas powie, że cuda się nie zdarzają, to gdzieś tam w środku zawsze będziemy wierzyć w niezależną, bogatą i silną Polskę.